Aleksander Strycharzewski - drugi profesor wychowania fizycznego - już w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Staszica w Lublinie. Napisał kiedyś w rubryce "uwagi": - Sieńko stale opuszcza lekcje w-f. To nie była pomyłka - ja adept sportu i miłośnik futbolu! - stale opuszczałem lekcje w-f. Ale za tymi słowami kryła się niezwykle skomplikowania i ocierająca się o sport fabuła. To dłuższa opowieść...
W jednej z pierwszych klas plan zajęć w szkole był napięty. Np w poniedziałek mieliśmy zajęcia po południu - od 13, albo 14.00 do wieczora, coś okolo 18.00, albo i później. Powrót z Lublina do domu to raptem 45 minut jazdy autobusem marki Jelcz (ten ogórek, wówcza zwany landarą) na trasie Lublin-Kraśnik. Pal licho te minuty, ale sprawy podróżniczo-organizacyjne, zabieraly po kilka godzin. Na przykład droga "na kamasz" ze szkoły na przystanek PKS przy ul. Kraśnickiej. Zdarzało się, że odjazdy wieczorne wiązały sie z jazdą autobusem lub trolejbusem z Alei Racławickich na Al. Tysiąclecia - na dworzec PKS. Każdy przystanek to czekanie, to opoźnienia, to jesienno-zimowe zimno, a czasem i głodno, bo przejście na naukę od 7.30 wiązało się z tym jednym dniem, z tą zmianą. Do domu docierałem ok. 23.00, następnego dnia musiałem być w szkole na 7.30. To wiązało sie z wstawaniem o 5 rano żeby zdążyć... Raz i dwa nie dałem rady, bo spałem raptem 4-5 godzin... Jechałem więc autobusem Radawczyk-Lublin o 7.10... W Lublinie byłem o 7,45 a w szkole o 8.00 - nie było sensu się przebierać. Sęk w tym, że mój ulubiony w-f był tego ranka pierwszą lekcją... Kiedy raz i dwa się udało, bo profesor Strycharzewski mi darował przymykając oko, a kolejne "zmęczenia" stawały się normą i w dodatku wyłgałem się pracami polowymi na propozycję średniodystansowych treningów w Starcie Lublin - stało się!!... Z macierzyńskiego urlopu wróciłą wychowawczyni i z ciekawości zaczęłą przeglądać dziennik... Oj - bylo tam sporo ciekawych historyjek w przestrzeni ocen i postępów w nauce. Pani profesor zerknęła też na frekwencję, a tam była jedna UWAGA: - Sieńko stale opuszcza lekcję w-f!!!! Zdziwienie wychowawczyni było atomowe: - TYYYY? Taki sportowiec!?
Wychowawczyni wyjaśnienie przyjęła ze zrozumieniem. Po kolejnej wywiadówce tato powiedział mamie, że wychowczyni chce, żebym zamieszkal na stancji w Lublinie. Wieczorerm usłyszałem tylko cichy szept rodziców: - A skąd my weźmiemy pieniądze na drugą stancję?
Jeszcze jedno zaskoczyło prof. Kozicką-Zięba... Uczyła matematyki, toteż "żeglowała" po dzienniku tematycznie. Ale o tym w innym miejscu.
|