hsienko
  TEGO dnia Mirek nic nie planował, wyszło spontanicznie...
 
 
- Mirek! Wiejemy, zobacz ten pilnowacz od Stożka jedzie rowerem w naszym kierunku. Deszcz mu nie przeszkadza. Staje tylko i macha coś łapami!

- Siedź i rwij w torebki na zapas! - usłyszałem. - W połowie drogi odpuści, albo się pośliźnie gdzie...

Do torów mieliśmy może 50 metrow. Rowery były ukryte za nimi jakieś 100 metrów. Gdzieś daleko słychać było gwizd lokomotywy. Mogła być kilka kilometrów od nas. mogła być bliziutko. Zauważyłem, że moje rzymki oblepione są błotem z drogi i plantacji totalnie, obawiałem się bo gołe stopy normalnie ześlizgiwały się z podeszwy. Było coraz gorzej. Ulewa miast zelżeć wzmagała się coraz bardziej, truskawki które narwałem do papierowej torebki po cukrze już przemiękły i nic nie mogło ich chronić przed zniszczeniem. Narwaliśmy, a teraz zostały w błocie plantacji. Jadyna korzyść to te zjedzone na poczekaniu i na zapas na następny dzień.

- Po cholere im taka wielka plantacja, jak małolatom żałują! - zaklął Mirek. Stróż od Stożka minął połowę drogi i nadal wymachiwał i gnał ku nam. Nie zamierzał przestać. Lokomotywa była coraz bliżej...

Wrszcie i Mitrek się przestraszył!

- Dobra! Spieprzamy! Deszczówka kapała mu z nosa, jakby kto polewał mu głowe. Mnie to pewnie skapywała nie tylko deszczówka, ale i pot, i strach. Odechciało mi się plywania i tych truskawek na zapas... Strach od Stożka już niemal był na wysokosci naszej odległosci do torów.

Śmigneliśmy tak szybko i sprawnie, że nawet utytłane w błocie rzymki się nie poślznęly na szynach i podkładach kolejowych. Kiedy wychodzilismu z rowu obok nasypu kolejowego, można było- troche odetchnąć. Mieliśmy nadzieję, ze nasz przesladowca wrócił do stodoły Rożka. Spacerkiem szliśmy wśród kropel ulewnego deszczu po schowane w przeciy rowery.

Ale gdzie tam, ledwie skład towarowy na ponad 30 wagonów przemknął ku stacji, obejrzeliśmy sie. Skurczybyk - chyba miał schowany rower gdzieś koło torów, bo teraz napierał w naszym kierunku jakąś Ukrainą. Mirek już dopadał swojego roweru.

- Ja migam błyskawicznie do chaty i kryje się na upatrzonej pozycji - oznajmił Mirek. - To straszydło pewnie zaraz zawróci...

Zostałem sam ze swoją damką, w której po wyciągnieciu z przenicy pojawiło się mnóstwo błota i innego badziewia. Mirek już pedałował po błocie w kierunku wioski. Ulewa się wzmagała z minuty na minute. Stróż od Stożka miał do mnie około 300 metrów, Mirek był już o drugie trzysta przede mną. Już nie nadążałem za nim. Całe szczęście, że ten deszcz był ciepławy... / koniec cytatu.
 
 
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 86 odwiedzający (125 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja