Pierwszy gol
Granie pod presją
Wiosenna runda rozgrywek wypadła nader okazale w kwestii emocji jakie czekały kibiców i działaczy. Start liderował rozgrywkom V ligi zdecydowanie mając 7 punktów przewagi nad ChKS-em Chełm.
Piłkarze trenera Janusza Zaworskiego radzili sobie doskonale, ale przewaga punktowa nad ChKS-em topniała. Największą sensacją był remis z Unią Rejowiec (1:1) w meczu rozegranym w anormalnych warunkach pogodowych, na błotnistym boisku. Wroński strzelił karnego na 1:0 i później Start miał wiele szans na 2:0. Niestety, rewelacyjnie, wręcz bajecznie bronił Studziński. W końcówce gospodarze wyrównali i „urwali „ nam dwa bezcenne punkty. Cieszyliśmy się z remisu. Niemniej zarówno trener jak i piłkarze obawiali się mobilizacji każdego przeciwnika przed pojedynkiem ze Startem, w myśl hasła „bij mistrza”. Zawsze to fajnie wpisać do historii klubu proste słowa „Start awansował, ale my urwaliśmy im wtedy punkty!”. Później Start przegrał w Chełmie z ChKS 1:3, przewaga stopniała jeszcze bardziej. Co to był za mecz. Kryk w 15 minucie otworzył wynik i sensacja wisiała na włosku. W 60 minucie było już 1:1. Oczywiście z rzutu karnego! Egzekutorem był Łobaczuk. Później „swoje trzy grosze” czyli dwie bramki dołożyli dla ChKS-u bracia Andrzej i Ireneusz Bury, wychowankowie Ruchu Izbica. Mecz zakończył się kłótnią pod szatnią stadionu w Chełmie i oskarżeniami o fingowanie wyników.
Wzrosły więc obawy o działania pozaboiskowe. Ich szczytem było spotkanie ChKS – Włodawianka w Chełmie. Oglądała go grupa kibiców z Krasnegostawu. Zresztą, nawet kibice z Chełma dziwili się niektórym decyzjom arbitra. Oto Włodawianka wyrównała w 35 minucie na 1:1 i miała wielką szansę na objęcie prowadzenia. Sensacja z każdą minutą zbliżała się do wielkiego finału. Jednak sędzia podyktował karniaka z kapelusza i goście się rozkleili. Nie wierzyli, że wygrają z dwunastoma przeciwnikami i to na ich terenie.
Dwa karniaki w dwóch najważniejszych meczach sezonu, w dwóch najważniejszych momentach gry, gdy wynik ważył o wielkim sukcesie.
Niech nikt mi nie kadzi o przypadku! – można było usłyszeć na trybunach. Działacze różnych szczeblisprzeciwiali niewielu posunięciom OZPN. Zwołali nawet tajne zebranie. Ostatecznie Start wywalczył awans.
Ale ten sukces nie bardzo cieszył miasto Krasnystaw. Klub tonął w długach, a prezesi zmieniali się z szybkością upływających miesięcy, później nawet tygodni i dni.
W Chełmie mogli ględzić w stylu: „Trzeba mierzyć siły na zamiary! W przyszłym roku miniemy się – oni spadną my awansujemy!”
Mimo zdecydowanego sukcesu trener Zaworski zaraz po ostatnim gwizdku kończącym sezon powiedział:
- Trzeba przyznać, że do IV ligi nie jesteśmy przygotowani organizacyjnie. W trakcie rozgrywek w V lidze wykruszył się zarząd, a w pewnym momencie w Krasnymstawie interesowało się piłką zaledwie kilka osób. Władze lokalne uwierzyły w nas dopiero, kiedy awans stał się praktycznie faktem.
Największym majątkiem w tym momencie byli sami piłkarze, którzy wykazali fantastyczną cierpliwość i wielką odporność psychiczną. W dwudziestoosobowej kadrze było 9 studentów, którzy na mecze dojeżdżali z odległych miast, nawet z Łodzi. Przyjeżdżali choć nie mieli pewności, czy akurat zagrają w pierwszym składzie. Przeciętna wieku Startu wyniosła 22.9 lat. W 28 spotkaniach Start zdobył 77 punktów i stosunek bramek 97:19. Ustanowił też rekord zwycięstw u siebie – 14 spotkań i 14 zwycięstw, między innymi efektowne 5:2 z zawsze groźną Włodawianką (Kryk 2, Tubilewicz 2 i Wroński). Chełmianka była o 2 punkty gorsza, choć różnica goli była w jej przypadku korzystniejsza 114:24.
I jak to często bywa, sukces jest pierwszym etapem ku degrengoladzie zespołu. Zarząd Miasta nie wywiązał się z ustnej umowy z Zarządem Klubu co do warunków finansowania drużyny w IV lidze. Prezes klubu Zygmunt Kapuścik i wiceprezes Krzysztof Rogowski usiłowali szukać pieniędzy, ale okazało się to za trudne. Pojawiały się nowe problemy.
Tak więc przed rozpoczęciem rozgrywek IV ligi w klubie nie było hurra radości i pewności co do nawiązania walki o ligowy byt. Była natomiast wiara w młodzieńczy wigor i talent chłopców Zaworskiego.
Sierpień. Runda jesienna. Awans Startu do IV ligi postawił przed działaczami nowe wyzwania. Zarząd klubu „spróbował” ogranej w różnych zespołach sztuczki. Aby wzmocnić do maksimum szansę utrzymania się w lidze, sprowadzono piłkarzy z Hetmana Zamość, oczywiście tych którzy nie mieli miejsca w pierwszej jedenastce. Zresztą czasem nawet nie grywali w rezerwach. Chodziło o podbudowę psychiczną. Malowany, Blonka i Kendra mieli stanowić o grze drużyny i kreować jej nowe oblicze.
Wśród przeciwników Startu starzy znajomi z różnych okresów historii klubu: Avia Świdnik, Tomasovia Tomaszów, Unia Hrubieszów, Stal Kraśnik, Motor Lublin (teraz po różnych przejściach LKP Motor), Wisła Puławy, Orlęta Łuków, Dwernicki Stoczek Łukowski,, Orlęta Radzyń, Górnik II Łęczna, Korona Łaszczów, Victoria Łukowa Chmielek, Garbarnia Kurów, Granica Lubycza Królewska, Legion Tomaszowice, Podlasie Biała Podlaska. Niektóre z tych drużyn w międzyczasie przybrały zupełnie egzotyczne nazwy, a chodziło o pieniądze. Tak jak wszędzie sponsor chciał mieć w nazwie swój człon. Prześmiewców najbardziej „cieszyła” nazwa Podlasie SOLAR-SAS Biała Podlaska. Wśród kadr poszczególnych drużyn aż roiło się od piłkarzy z II-ligowym, a nawet i I-ligowym stażem. Nieradką, Sajdak, Wasilewski, Basiński, Teodorowicz, Bender, Banaszek, Bronowicki – to tylko pierwsi z galerii ligowców. Ciekawostką mógł być fakt, że szykowała się interesująca konfrontacja; w meczu Avia Świdnik – Start Krasnystaw mogło dojść do walki braci Krzysztofa i Mirka Basińskich.
„Ciekawe – jak wychodzi się na taki mecz z jednego domu?”.
Tylko IV liga. I pomyśleć, że w latach 60-tych w takim składzie grała okręgówki (III liga), z której w barażach można było wywalczyć nawet II ligę.
Na pierwszy mecz beniaminek pojechał do Puław. Akurat oddawano tam do użytku oświetlenie w wymiarze 800 luksów, toteż była okazja zagrania przy sztucznym świetle, a także pod okiem elity kierującej okręgowym związkiem piłkarskim na czele z Marianem Rapą, prezesem LZPN. I niestety, Start okazał się być tego dnia tłem wszelkich okolicznościowych uroczystości. Piłkarze przegrali 0:3. Pocieszeniem był jedynie fakt, że Mirosław Banaszak strzelił gola europejskiej urody. Dośrodkowanie z rzutu wolnego, lot piłki przez kilkadziesiąt metrów, strącenie piłki przed pole karne i wolej Ala Ronaldo z 18 metrów w okienko.... Bramkarz Wróbel był bez szans.
Spośród pierwszych dziewięciu spotkań Start wygrał jedno spotkanie, z Garbarnią Kurów 3:0 (Moniakowski, Wroński, Majewski) i raz zremisował 2:2 z Granicą Lubycza Królewska (Kryk i Moniakowski). Wydaje się, że kluczowym momentem w ujęciu psychologicznym tej fazy rozgrywek była porażka w Łukowie z silnym zespołem Orląt 2:3, pomimo prowadzenia 2:0. Start stracił kontakt punktowy z bezpośrednimi rywalami. Młodzież nie wytrzymała psychicznie poszczególnych, coraz trudniejszych meczy. W dodatku trwały wewnętrzne tarcia w klubie, związane z efektami awansu. Miasto nie wywiązało się z umowy z działaczami odmawiając pomocy. A gra w IV lidze wymagała już sporych nakładów finansowych, nawet jeśli było to oficjalnie amatorstwo. – Naprawdę, sami nie wiemy jak czują się piłkarze Startu wiedząc, że są lepsi od ChKS-u, który swoim załatwia pracę, płaci pensje, honoraria za punkty, itp. – działacze poczuli się tak samo, jak piłkarze. Im obiecano pomoc, a oni obiecali zawodnikom... Wyszła z tego klapa.
Piłkarze stanęli jednak na wysokości zadania i grali.
Pierwszy gol
1999-2010
Pierwszy gol
Wejście w nowy wiek
W lutym grupa działaczy podjęła próbę ratowania Startu. Z funkcji prezesa zrezygnował zastępca burmistrza Andrzej Kmicic, który sprawował ją zaledwie przez dwa miesiące. – Noo, jeśli burmistrz nie potrafi uzdrowić sytuacji finansowej klubu, to kto zechce spróbować! - dyskutowali kibice. Nikt nie chciał zmierzyć się z trudem ratowania klubu. Groził mu kompletny paraliż, mówiło się nawet – o zgrozo! - o wycofaniu z rozgrywek.
Wówczas to wiceprezes klubu i dyrektor MOSiR-u Szczepan Olchowski poprosił o pomoc Sławomira Kamińskiego, pracownika Wydziału Oświaty, Zdrowia i Kultury Fizycznej Starostwa Powiatowego. W tym momencie dług klubu wobec samego ZUS-u wynosił 45 tysięcy.
Wiosna... Mijanka z ChKS-em dokonała się na koniec rundy wiosennej. A meczy Startu nie relacjonował nawet Tygodnik Chełmski. Zespół objął Mirosław Dębski, były piłkarz Startu, Lublinianki i Hetmana. Ale w sytuacji Startu nie pomógłby największy cudotwórca, nawet gdyby to był scenarzysta „Piłkarskiego pokera” Jan Purzycki, albo wielki David Coperfield.
Trzeba było jedynie z honorem dograć do końca rozgrywek....
Jesienią 2001 Start, spadkowicz z IV ligi, a więc faworyt rozgrywek zanotował falstart. Oto przegrał z beniaminkiem V ligi Zrywem w Gorzkowie 2:3. Sensacja była faktem, ale już wcześniej było wiadomo, że to derby powiatu i walka będzie zażarta, a wynik kwestią szczęścia w danym dniu. No i ten skład Zrywu... Działacze Gorzkowa „dorwali” nieco pieniędzy z gminy i usiłowali zrobić u siebie porządny klub. Sprowadzili z Krasnegostawu kilku starszych zawodników Startu z Kulczyńskim, Sołdeckim i Witkowskim na czele i myśleli zawojować rozgrywki. Wystartowali znakomicie, ale kiedy nadeszły pierwsze spóźnienia w płatnościach (niezłych premii dla „stranieri” z pobliskiego miasteczka), rozpoczęły się schody. Było coraz gorzej i nawet grający trener (świeżo nobilitowany absolwent AWF) Grzegorz Rycyk nie pomógł. W zimowej przerwie wszystko się zawaliło i Zryw podryfował w kierunku dolnych rejonów tabeli topiąc wszelkie nadzieje kibiców i działaczy. Rycyk odszedł do Granicy Dorohusk i grając tylko w rundzie wiosennej wbił dla niej 24 bramki. Po zakończeniu rozgrywek otrzymał ofertę pozostania w IV-ligowej już Granicy, lecz postanowił wrócić do Krasnegostawu, gdzie otrzymał posadę nauczyciela WF. Wznowił też treningi ze Startem.
Nikt mu nie miał za złe, że w walce o IV ligę, w której to walce przez długi czas Start miał nawet szansę awansu, strzelił w meczu Granica Dorohusk – Start 8:0, cztery gole.
„Nie ma sprawy, chłopie, bylebyś teraz grał u nas!” – kibice szybko docenili jego umiejętności i profesjonalne podejście do futbolu. Co niektórzy przypomnieli pewne lubelskie zdarzenie sprzed lat, kiedy to Motor walczył z Legią o ligowy byt, a Leszek Pisz, wychowanek Legii, a teraz gracz Motoru, odmówił gry w barwach lubelskiego zespołu. Rzekomo nie chciał skupiać na sobie dwuznacznych emocji. Dobre sobie!!
Pamiętacie mecz Juventus – Sampdoria w latach 80-tych i pomocnika Juve Liama Brady’ego. Miał już kontrakt z Sampdorią w kieszeni, a grał nadal w Juve. Ostatni mecz pomiędzy zainteresowanymi klubami decydował o mistrzostwie Włoch. Jest 0:0 i karny dla Juve. Etatowy strzelec karnych Brady, nie miał litości dla przyszłego kolegi klubowego. Karny, mistrzostwo Włoch i ... odejście do Sampdorii. To jest prawdziwy piłkarz.
„Przyjdzie czas, że Grzesiek wbije gole Dorohuskowi, może to być na przykład w IV lidze, trzeba tylko awansować” – miłośnicy piłki w Krasnymstawie to nie tylko fanatycy, ale i wyrafinowani eksperci. Potrafią docenić nieuchronność pewnych sportowych zdarzeń. Docenić klasę przeciwnika i jego, na szczęście coraz rzadsze, pomysły na pokonanie Startu
Wiosenne sparingi nie zwiastowały wielkiej formy. Remis 3:3 z Bratem Siennica Nadolna, 1:5 z Ostoją Skierbieszów, 2:6 z Hetmanem Żółkiewka.
Pierwszy mecz przyszło rozegrać naszym zawodnikom w Pławanicach Pogoda sprawiła, że boisko zamieniło się w błotnisty plac budowy, a co niektórzy kibice radzili piłkarzom, aby zakładali walonki, a nie korki. Trener Ciechan obawiał się przypadkowych kontuzji. Tymczasem w błotnistej kipieli nasi radzili sobie rewelacyjnie i po meczu do jednej bramki wygrali 7:0. Cztery gole były „dziełem” Pawła Kryka, pozostałe strzelili: Arkadiusz Mazurek, Dębski i Dobosz.
Mecz z Włodawianką miał dać odpowiedź, czy Start stać jest na miejsce w czołówce. O awansie nie było już mowy, wszak Granica Dorohusk pod wodzą Stanisława Cybulskiego nie traciła punktów.
Start wygrał w Włodawianką w meczu, które zapisują się w historii złotymi zgłoskami. Start przegrywał 0:1, kiedy tuż przed przerwą Arkadiusz Mazurek wyrównał na 1:1. Po przerwie ten sam zawodnik na 2:1. Po przerwie goście z Włodawy się po sportowemu „wściekli”, atakowali nonstop, ale życiową połówkę miał tego dnia Krzysztof Bodio. Nie dał już sobie wbić bramki. Ten mecz dał naszym przepustkę do wicemistrzostwa sezonu.
Kolejne mecze były popisem Startu: z Saweną Sawin 3:0 (Dębski 2, Bąk), Ogniwem Wierzbica 2:0 (Moniakowski, Kryk), ChKS II Chełm 3:0 (Dębski, Kryk, Bąk), Unia Rejowiec 4:1 (Bąk 2, Mazurek 2), Vitrum Wola Uhruska 1:0 (Bąk). Bezbramkowy remis w Rejowcu ze Spartą był niczym w porównaniu ze sromotną porażką w Dorohusku (0:8, aach te 4 bramki Rycyka w kilkanaście minut). – Granica jest poza zasięgiem, bije rekordy strzelonych goli, ale żeby przegrać 0:8? – kibice Startu nie wierzyli w ten wynik. Tydzień później Start odkuł się gromiąc Astrę Leśniowice 9:0 (Kryk 4, Kamil Sawa 2, Arkadiusz Mazurek, Dobosz, Korszun). Bramka tego ostatniego śmiało mogła kandydować do miana bramki roku, co zauważył reporter Tygodnika Chełmskiego.
Paweł Kryk sezon zakończył z 25 golami na koncie.
Pierwszy gol
60-lecie
- Przez dwa lata przygotowujemy drużynę na podjęcie walki o IV ligę – mówił prezes Startu Sławomir Kamiński przed rozpoczęciem kolejnego sezonu. – Na 60-lecie klubu dobrze byłoby wywalczyć awans...
To jeden z lepszych prezesów klubu ostatnich lat. Mniemam, że gdyby miał takie możliwości finansowe jak ChKS Chełmianka, z walką o IV, a może nawet o III ligę nie byłoby problemów.
Jesień 2002 Start rozpoczyna bajecznie. Już w pierwszej minucie spotkania z Hutnikiem w Rudej Hucie (5:0) Grzegorz Rycyk otwiera konto bramkowe. Zalicza jeszcze dwa trafienia i z miejsca zostaje liderem tabeli strzelców. Pozostałe gole też filmowej wartości. Grający trener Marcin Ciechan strzela bramkę po kilkudziesięciometrowym rajdzie, a wynik zostaje ustalony ze strzału samobójczego.
Cała runda należy bezsprzecznie do Rycyka. W meczu z Saweną Sawin (7:0) strzela 3 gole, z ChKS-em (7:0) – 5, kolejno w minutach: 5, 37, 43, 50 i 80. Ogółem w tej rundzie zalicza 24 bramki, co po doliczeniu zdobytych jesienią dla Granicy Dorohusk daje razem 48. Oprócz goli w grach towarzyskich i pucharowych. Lokalna prasa wybiera go „Piłkarzem Roku 2002” w powiecie Krasnystaw.
Start objął prowadzenie w rozgrywkach.
- Pozostał jednak niedosyt – ocenił grę po zakończeniu rozgrywek trener Ciechan. – Przegraliśmy z najmocniejszymi rywalami: Włodawianką 0:2, Ogniwem Wierzbica 2:4 i Hetmanem Żółkiewka 0:2. Dobrze, że mamy wyrównaną kadrę i nie tracimy frajersko punktów z innymi, tak jak to jest w przypadku Ogniwa i Hetmana.
Fakt. Ale szczególnie zabolała porażka z Hetmanem Żółkiewka, beniaminkiem rozgrywek. W kolejnych powiatowych derby (pierwsze to Unia Rejowiec – Start), nasi przegrali u siebie 0:2. Mecz był znakomity: emocje przez 90 minut, ekscesy, krew na boisku, pogotowie... Beniaminek pokonał faworyta taktycznie. Pressing przez cały mecz na całym boisku. To zaskoczyło naszych. Robert Kulik, trener Hetmana, choć tym razem nie zagrał, przechytrzył naszych. Ten stary piłkarski wyga doświadczenie zdobywał na drugoligowych boiskach w barwach Radomiaka i Hetmana Zamość. I jeszcze ta druga bramka dla Hetmana. Strzał Artura Kopruchy z wolnego w okienko...
- Tego dnia na Hetmana nie było mocnych – przyznał obiektywnie trener Ciechan.
Drużyny zagrały w tym meczu w składach. START: Wróbel, Dobrzyński (Kamil Sawa), Krystian Sawa, Bąk (Czajka), Basiński, Dębski, Kryk, Moniakowski (Arkadiusz Mazurek), Rycyk, Bury, Swatek. HETMAN: Znój, Koprucha, Mazurek (Bańka), Czwórnóg, Jerzy Janda, Tomasz Janda (Margol), Iwanek, Kycko, Hanulak, Kot (Józef Wroński). Symboliczne pięć minut zaliczył w barwach Hetmana, weteran naszych boisk Józef Wroński, jeszcze kilka miesięcy wcześniej zawodnik i trener Startu Krasnystaw.
Jednak to nie te derby elektryzowały powiat jesienią. W ostatniej kolejce miało dojść do pojedynku Startu z Ruchem Izbica. Kolejnej „świętej wojny”, dwudziestej już którejś z kolei, a z meczami towarzyskimi i sparingami, może i 30-tej. Nie doszło do nich bo spadł śnieg. Kolejkę najpierw odłożono, a później przełożono na 23 marca 2003 roku. Wiosną w pierwszym terminie mecz także nie doszedł do skutku, toteż co niektórzy kibice byli zdania, że przy takim pechu, nie wiadomo, czy kiedykolwiek dojdzie do niego.
Kiedy wreszcie pewnego kwietniowego czwartku piłkarze wybiegli na boisko w Izbicy, wspomnienia „świętych wojen” przetaczały się wokół boiska, a co bardziej zorganizowani obywatele obu miast, nieopodal boiska wspominali stare czasy przy grillu i piwie. Tego dnia na Start nie było mocnych – wygrał 4:0, a Grzegorz Rycyk zaliczył kolejny już hattrick, przekraczając 30 strzelonych bramek.
Nasi gracze już wcześniej wykazywali niezłą formę, sadowiąc się na pozycji lidera. Grali równo i konsekwentnie, nie tracąc głupich punktów, jak to przydarzyło się Włodawiance, Hetmanowi Żółkiewka (remis 2:2 ze Spartą Rejowiec, 0:0 z Vitrum Wola Uhruska, porażka 0:5 z Włodawianką).
Na sześć kolejek przed końcem Start stracił dwa punkty remisując u siebie z wiceliderem Ogniwem Wierzbica 1:1 (Rycyk). W tym momencie miał 5 punktów przewagi nad rywalem i pewnie zmierzał po awans.
Niewiele też zabrakło, aby dotarł do finału Pucharu Polski na szczeblu okręgu chełmskiego. Po 3:1 (z dogrywką w Białopolu z Unią), biało-niebiescy zmierzyli się u siebie z IV-ligową Chełmianką. Był to dziwny mecz. Goście posiadali lekką przewagę i Wiącek, czołowy strzelec IV ligi kapitalnym uderzeniem głową zdobył prowadzenie. Wydawało się, że kolejne gole to kwestia czasu. Tymczasem w zamieszaniu podbramkowym Mariusz Bąk wyrównał i doszło do dogrywki. Tutaj Wiącek ponownie wyprowadził Chełmiankę na prowadzenie 2:1. I ponownie zrobił to filmową bramką, strzałem z obrotu w okienko świątyni Krzysztofa Bodio. I ponownie Mariusz Bąk wyrównał... Wydawało się, że taki fart będzie towarzyszył nam w rozgrywce na karne. Niestety, nasi przestrzelili swoje szanse i mimo, że Bodio obronił jedną jedenastkę, Start przegrał tę rozgrywkę 1:3. W finale zagrały zespoły Chełmianki i Włodawianki. Sensacyjne zwycięstwo odniosła Włodawianka, która w walce o finał województwa lubelskiego uległa Ładzie Biłgoraj.
Awans do IV ligi stał się faktem w zgoła dramatycznych okolicznościach. Oto w Żółkiewce Start miał odegrać się za porażkę 0:2 u siebie. Od początku szło znakomicie – jednak prowadzenie 2:0 uśpiło zespół, a podopieczni Grzegorza Płoszaja (zmienił Roberta Kulika na trenerskim stołku), pod koniec gry ruszyli do szturmu strzelając naszym 3 gole. Chwilę po zakończeniu spotkania, telefon z meczu Ogniwa Wierzbica i wybuch radości. Najgroźniejszy rywal do awansu stracił punkty i Start jest już czwartoligowcem.
Niestety, jak to zwykle bywa w chwili euforii, rozpoczęły się dziwne ruchy w klubie. Najpierw z funkcji prezesa zrezygnował Sławomir Kamiński i w klubie rządził zarząd z wiceprezesami: Szczepanem Olchowskim, Zdzisławem Lubasiem i Janem Pawelcem na czele. Później działacze zrezygnowali z usług trenera Marcina Ciechana. Nie było zastrzeżeń wobec jego pracy, lecz postanowiono szukać bardziej doświadczonego szkoleniowca. Wybór padł na Jacka Ligenzę z BKS Lublin, kiedy na treningach dawał piłkarzom mocno w kość... Pojawili się też nowi gracze: Dalentka, Josicz i Hołysz z BKS Lublin, oraz Czuluk z Unii Rejowiec.
W lipcu z Niemiec nadeszła tragiczna wiadomość – Jerzy Wroński zginął w wypadku na autostradzie pod Hamburgiem. Człowiek – legenda powiatowej piłki, W sumie ponad 20 lat na boisku. Grał w Zrywie Gorzków, Lechii Piechowice na Śląsku (był na testach w Ruchu Chorzów), Hetmanie Żółkiewka, lecz przede wszystkim w Starcie Krasnystaw. Jakby nie liczyć, to musiał rozegrać ponad 500 spotkań. Co tam, z meczami sparingowymi, pucharowymi, towarzyskimi i okolicznościowymi, byłoby ich więcej. A gdyby nie pechowe kontuzje mógł osiągnąć 1000 gier. Mógł grać wszędzie, na obronie, w ataku, jako pomocnik a nawet bramkarz. Zawsze na pełnych obrotach, zawsze pierwszy na treningu, mistrz strzałów z 11 metrów i kiwek w obrębie kilku metrów. Jego słynne kółeczka denerwowały kibiców jak słynne kółeczka Deyny, ale Jurek wiedział co robi. Potrafił uspokoić grę, zmienić rytm walki, jednym podaniem na kilkadziesiąt metrów uruchomić skrzydłowego.
Runda jesienna miała dać odpowiedź na pytanie, czy Start ma na tyle silny i stabilny skład, że może obronić IV ligę. Zaczęło się źle, bo uległ u siebie Granicy Dorohusk 0:2. Później była porażka w Świdniku z Avią 1:4, choć Start prowadził 1:0 po uderzeniu Rycyka. Wkrótce miało się okazać, że w innych spotkaniach Start również prowadził, lecz później przegrywał z kretesem. – Drużyna nie ma stylu, nie ma kto pokierować linią pomocy, a żaden z kandydatów na lidera nie potrafi udźwignąć ciężaru gry – słychać było na trybunach wśród kibiców. Ci przez całą rundę stawiali się w komplecie aby obserwować walkę na boisku. Ostatecznie Start wygrał tylko dwa mecze – z Orlętami Łuków (1:0) i wiceliderem jesiennych rozgrywek Podlasiem Biała Podlaska (3:0). Wnikliwy komentator piłkarski w Krasnymstawie powiedział: - Start ma wielu uzdolnionych zawodników, ale nie ma drużyny. Zespół nie ma „duszy”, piłkarza, który potrafi zorganizować grą w środku boiska. Gra tak jak żyje człowiek ze sztuczną zastawką w sercu – asekuracyjnie, bojaźliwie, bojąc się wysiłku. Słaba postawa tkwi – po prostu – w psychice zawodników.
Zarząd klubu stanął przed dylematem – jak zmienić styl gry drużyny, jak natchnąć ją duchem walki, wreszcie czy pozostawić „lubelski zaciąg zawodniczo-szkoleniowy”, który miał być fundamentem na którym opierałaby się gra Startu. Takie problemy w zderzeniu z budżetem zespołu (na poziomie Klasy A), to był rzeczywiście twardy orzech do zgryzienia. Twardszy nawet bo stary! Przecież pomysł zwolnienia trenera i oparcia składu na sprowadzonych z zewnątrz, nie związanych emocjonalnie z miastem zawodników, to pomysł stary jak świat. W dodatku niesprawdzony, bo z piłkarskich doświadczeń wynika, że rzadko okazywał się skuteczny w piłkarskim życiu. Kibice szybko jednak stracili zaufanie do działaczy i piłkarzy, którzy za szybko stracili werwę, grali bez wiary w zwycięstwo. Bo kibic wybaczy wszystko, lecz nie wybacza braku zaangażowania w walce. – Ci z Lublina przyszli tutaj tylko po to, żeby wypromować się w IV lidze, nie zależy im na miejscu w tabeli, tylko na obecności w składzie... - wnioski kibiców były mało odkrywcze i nad wyraz ostre.
A jak jesienną rundę oceniali działacze?
Mówi wiceprezes Szczepan Olchowski:
- Zrobiliśmy wszystko, aby wzmocnić klub, lecz niestety nie stać nas było na zatrudnienie piłkarzy lepszych od tych których sprowadziliśmy. Oczywiście „lubelski” zaciąg był pomysłem ryzykownym, ale przecież dawał jakieś nadzieje bo w większości piłkarze ci byli młodzi i otrzymali szansę wypromowania się. Nie mieliśmy też pretensji do trenera Ligenzy, zrobił ile mógł, a że nie spełnił oczekiwań, sam podał się do dymisji.
Po zakończeniu Start rozegrał jeszcze mecz o Puchar Polski. Mecz miał spore znaczenie dla środowiska piłkarskiego w powiecie, gdyż rywalem był zespół Hetmana Żółkiewka. Zespół grający wprawdzie w V lidze, ale wygrał dwa ostatnie mecze ze Startem w V lidze, choć porażki nie miały znaczenia dla sprawy awansu. Lecz ni mniej ni więcej, kibice w Żółkiewce mogli się chwalić, że to Hetman jest drużyną numer 1 w powiecie. Był lepszy od Ruchu Izbica, Startu Krasnystaw, Unii Rejowiec, Tatrana Kraśniczyn, Amicusa i Frasatti Fajsławice.
Start wygrał w pucharowej rywalizacji w Krasnymstawie z grającą w osłabieniu Granicą Dorohusk 8:0, natomiast Hatman pokonał w Kraśniczynie Tatrana 3:1. W dniu święta narodowego, 11 listopada w Żółkiewce Start zremisował w normalnym czasie 1:1 (gole Pidka i Dalentki) z Hetmanem, ale w pierwszej połowie dogrywki strzelił dwie bramki (Dalentka, Czajka) i wyeliminował Hetmana. To był pierwszy mecz Startu w którym w Pucharze Polski zastosowano zasadę „srebrnego gola”, czyli przerwania gry po pierwszej połowie dogrywki, jeśli jedna z drużyn prowadzi. Był to znakomity, stojący na wysokim poziomie mecz w którym świetnie zagrali „lebelscy piłkarze” Startu oraz niedawni drugoligowcy z Hetmana Zamość: Grzegorz Płoszaj i Andrzej Pidek. Ten drugi przez Tygodnik Krasnostawski został uznany piłkarzem jesieni 2003 w V lidze, a na liście strzelców z 15 golami zajmował drugie miejsce za Andrzejem Krawcem z Chełmianki. W tym spotkaniu drużyny zagrały w składach: HETMAN: Groszek, Warda, Janda j., Margol, Płoszaj, Janda T., Ciechański, Kot, Pidek, Panek, Koprucha, START: Wróbel, Basiński K., Dobrzyński, Dębski, Hołysz, Sawa Kamil, Bąk (Wójcik), Rycyk (Czajka), Dalentka, Josicz.
Po rundzie jesiennej Start zajmował ostatnie miejsce w tabeli i wiadomo było, że nastąpią zmiany w składzie, oraz na stanowisku trenera. Trójka wiceprezesów klubu poszukiwała rozwiązania w obrębie finansowych możliwości. Nowym szkoleniowcem został po raz drugi Mirosław Dębski. Poprzednio też próbował bronić klub przed spadkiem z IV ligi, lecz mu się nie udało...
Trener Mirosław Dębski mówił o próbie ratowania ligowego bytu:
- Sytuacja jest trudna, ale walczyć trzeba do końca. Na pewno postaramy się uzupełnić skład, bo po odejściu piłkarzy z Lublina, jest luka. Być może wrócą z Brata wypożyczeni zawodnicy: Antoniak i Bury. Chciałbym spróbować w Starcie Artura Kopruchę z Hetmana Żółkiewka. Interesuje mnie też Tymicki z Brata.
Mecze sparingowe napawały optymizmem. Znów popisy skuteczności dawał Grzegorz Rycyk. W meczu z Chełmianką (4:2) wbił trzy gole, Piascovią Piaski (7:0) również uzyskał hattrick. Z Hetmanem Żółkiewka nie zagrał, lecz koledzy zastąpili go skutecznie, wygrywając 5:1 (Mazurek 2, Bury, Tymicki i Kamil Dębski). Unia Hrubieszów odjechała z bagażem czterech goli (4:0), a Rycyk jeszcze raz strzelił trzy bramki. Wyniki sparingów były więc obiecujące, aczkolwiek przeciwnicy nie reprezentowali odpowiedniej klasy. Niemniej, przecież na początek ładownia akumulatorów każdy zespół świata gra z maluczkimi. Swego czasu skorzystał na tym Motor Lublin, który w Szwajcarii sparował z ...Realem Madryt. Tak, samym wielkim Realem, z Amaviscą, Zamorano, Raulem, Hierro i Laudrupem na czele.
Ze wzmocnień nic nie wyszło. Powrócił jedynie Jacek Bury. Start musiał grać w anormalnych warunkach organizacyjnych, znów bez prezesa i ...nadziei na jego powołanie. Doszło do tego, że kibice obawiali się, czy w ogóle uda ,mu się strzelić jakieś bramki, bo o punktach nikt nie marzył. W ostatnich spotkaniach trener wprowadzał doi drużyny z konieczności juniorów.
Działacze usiłowali powołać nowy zarząd, lecz żaden z potencjalnych kandydatów na prezesa nie chciał przyjąć funkcji. – Co się do licha dzieje w klubie? – pytano wszędzie, gdzie tylko Start jechał grać. – Tyle zakładów pracy, tyle uzdolnionej młodzieży, tak świetnie organizujecie te wakacyjne turnieje dla dzieci, co do licha jest nie tak, że futbol leży?
Jak można było odpowiadać na tak przewrotnie zestawiane pytania?
Ano panowie! W Krasnymstawie od lat władzę w sporcie dzierży „widmo” konfliktów na linii – działacze i sportowcy piłkarze – działacze i sportowcy zapaśnicy oraz inni. Tutaj nie ma kto zwołać okrągłego stołu i otwarcie powiedzieć, że potrzebny jest wieloletni, może nawet dziesięcioletni program rozwoju piłki nożnej jako najpopularniejszej dyscypliny w mieście. I konsekwentnie go realizować.
Dalej można już było tylko teoretyzować.
- Fakt. Tyle zakładów pracy, że sumując obroty to i „Bogdankę” byśmy przeskoczyli, ale nikt nie kwapi się do pomocy. Nie ma takiego fanatyka jak Szczepan Skomra w Radzyniu Podlaskim, jak burmistrz Tomaszowa Lubelskiego, czy wójt Jastkowa (pomagający Legionowi Tomaszowice). Gdy jest szansa na awans, to i owszem, jest prezes, wiceprezesi, przypadkowi sponsorzy. Gdy trzeba sięgnąć wyżej, każdy wieje gdzie pieprz rośnie... I kolejne pokolenie zdolnych chłopaków marnuje się w beznadziei sportowego życia prowincji. Wygasają ambicje, wygasają marzenia o grze w II czy I lidze.
Dla porównania skali przypadkowości w awansie Startu do IV ligi przedstawiam składy drużyny w ostatnim spotkaniu. W ostatnim meczu z Unią Bełżyce Start wystąpił w składzie: Dębski Marek (Wróbel), Bąk, Krzysztof Dobrzyński, Korszun, Pawlak (Bury Jacek), Adryjanek, Górny, Dębski Jarosław, Sawa Kamil, Sawa Krystian, Czajka. W porównaniu ze składem w pierwszym meczu, sezon kończyli praktycznie tylko piłkarze, którzy przychodzili na treningi.
Pierwszy gol
A tak niedawno walczyli o III ligę
Malkontenci mogli powiedzieć: A tak niedawno walczyliśmy o III ligę! Teraz jesteśmy na organizacyjnym poziomie LZS-u występującego już nawet nie w A-klasie, lecz jeszcze niżej.
'
A więc po raz drugi, po wywalczeni awansu, Start przez cały sezon nie miał prezesa! Czyż nie jest to fakt znamienny? Czy nie jest to fakt zastanawiający? Czyż nie jest to wreszcie fakt przerażający? A przecież nikt nie liczył na to, że zostanie nim gość klasy prezesa spółdzielni mleczarskiej, tak jak w Radzyniu, szefa fabryki łożysk, jak to miało miejsce w przypadku Stali Kraśnik, czy wreszcie wiceprezesa kopalni „Bogdanka” Zbigniewa Krasowskiego (Górnik II Łęczna). Wystarczyłby porządnie umocowany w biznesie właściciel hurtowni, czy innej firmy. Nie, nikt nie marzył o tym, że funkcję prezesa obejmie któryś z ważnych prezesów ważnej firmy w rodzaju Cersanit, OSM, CoraTex, Cukrownia Krasnystaw, Fermentownia, czy Azot – Chem.
Uwaga – to po tym meczu trener Marek Kwiecień i trener Vojsłavii Sławomir Świadysza ucięli sobie pogawędkę. W pewnym momencie jej efekt był znamienny w działalności Startu. Ale o tym poniżej.
Jesień 2006. Powrót w szeregi IV ligi nie był realny z tak młodym i niedoświadczonym zespołem bez wzmocnień. Piłkarskie realia nakazywały brać też pod uwagę fakt, że wkrótce młodzi wychowankowie UKS Jedynka dorosną i zechcą wyjeżdżać na studia, nie wykluczając awansu do wyższych lig. Zresztą Kamilem Poźniakiem już zainteresowała się Avia Świdnik i to głownie dzięki wypożyczeniu go do tego klubu w Starcie znaleźli się dwaj gracze ze Świdnika: Sebastian gołąb i Marcin Borowiec. Był już Robert Wagner, a wkrótce dołączyli: Daniel Krakiewicz i Maksymilian Kaczorowski z Górnika Łęczna (medaliści mistrzostw Polski juniorów), Jan Konojacki z Granicy Dorohusk i – uwaga! - pierwszy gracz Chełmianki w barwach Startu Sławomir Świadysza.
Prezesowi Zaworskiemu udało sie załatwić pieniądze na obozy przygotowawcze. Pierwszy odbył sie w Siennicy Różanej, drugi w Janowie Lubelskim. Piłkarze mieli świetne warunki do treningów, rozegrali kilka sparingów z mocnymi rywalami. Pokonali Janowiankę Janów 4:2, a po powrocie z obozu po kapitalnym spotkaniu wygrali 3:1 z zawsze silną Ładą Biłgoraj. W tym meczu doskonale zaprezentował się Maksymilian Kaczorowski, autor dwóch efektownych bramek (szczur z kozłem przed bramką i okienko po podcince piłki na linii 16 metrów). Tak zestawiona i właściwie przygotowana do walki ekipa gwarantowała utrzymanie w IV lidze. Ale gwarancje sobie, a piłkarskie życie jak wiadomo toczy się swoimi drogami.
Wszak oprócz wielu spraw łączących sukces piłkarski ważne są jeszcze dwie; pieniądze i kibice. Na kibiców można było liczyć, jednak miasto gros pieniędzy przeznaczało na inwestycje. Najpierw inwestowano w infrastrukturę miejską, później sportową…
Inauguracja wypadła z Tomasovia Tomaszów. I była to inauguracja fest. Był dramat były emocje, była radość z bramek i smutek, że nie ma trzech punktów tylko remis 3:3. Rozpoczęło się bajkowo – w 9 minucie Start objął prowadzenie po samobójczym strzale Bojarczuka. Gol kuriozum. Kaczorowski wybijał piłkę z autu, a że robił do świetnie, ta jak zaczarowana mijała obrońców, a Bojarczuk w ostatniej chwili usiłując ją wybić wpakował do siatki. Później piłkarze dowodzeni przez kapitan Marcina Ciechana mozolnie układali grę i atakowali. Jednak Stanisław Anioł wyrównał na 1:1, ale Robert Wagner najpierw w 41, a później w 65 minucie strzelił bramki, które dały prowadzenie i szansę na sensacyjne zwycięstwo beniaminka.
Przy pierwszym golu Wagnera asystował 18-letni Sebastian Rachwał, przy drugim Sebastian Gołąb. W końcówce Start stracił dwa punkty za sprawą Michała Janeczko, który zorganizował gościom dwie bramki. Najpierw po faulu na nim Bubiłek strzelił karnego, a na pięć minut przed końcem zagrał centrą przechytrzającą wszystkich. Ten, który sprezentował gospodarzom na początku samobójca – teraz się zrehabilitował.
Kolejne mecze były równie dramatyczne. Przegrana ze Stalą w Kraśniku 0:2 była wkalkulowana, ale można było ugrać choć jeden punkt. Biało-niebiescy odbili to sobie w meczu z Lewartem wygrywając 1:0 po bramce Kamila Sawy.
Jednak w tej rundzie dwa mecze przechyliły punkt ciężkości sympatii dla zespołu Marka Kwietnia – pierwszy to pojedynek na Wieniawie z Lublinianką Lublin. Bo co by nie mówić, jak by ta Lublinianka nie grał w tym momencie, z takim zespołem gra się jak z legendą. Piłkarz mierzy się z postaciami, z obiektem który był ważnym stadionem w historii wschodniego sportu. To nic, że z łezką w oku wchodziło się na Wieniawę, kiedy widziało się bramę stadionu zarośniętą trawą, a stanąwszy w niej widziało sklep z bronią sąsiadujący ze sklepem z trumnami. To nic, że na stadionie nie było 20 tys. ludzi jak wówczas kiedy Barw „wojskowych” broniły gwiazdy Krasnegostawu Zieleńczuk i Kulawiak. W kabinie nadal siedział Witold Miszczak, a na boisko piłkarze wychodzili stukając korkami o beton (jak zawsze).
Beniaminek tego dnia zmiażdżył Lubliniankę 3:0 po dwóch bramkach Kamila Sawy i jednej Daniela Kraśkiewicza. Och co to był za powrót do domu. Tego dnia rozpoczynały się Chmielaki.
I inne mecze, którymi piłkarze podwoili sympatię kibiców - Janowianka Janów Lubelski w Janowie. Przegrywaliśmy 0:2 już na początku. Pech, bo była dodatkowa motywacja i nikt nie dopuszczał myśli o przegranej – na meczu był Piotr Gołąbek, który przyleciał z USA z koleżeńsko-rodzinną wizyta. W przerwie wizyta Piotrka w szatni… A później koncert gry – gole Kamila Sawy (3), Wagnera i Kraśkiewicza. Janowianka pokonana 5:3
Pierwszy gol
Wspaniały mecz, niezapomniana bramka Krakiewicza ze Stalą Kraśnik
Podobnie było w rundzie rewanżowej. Obok fantastycznych spotkań, słabe, wręcz bardzo słabe. Niemniej taki pojedynek jak ze Stalą Kraśnik, która aspirowała do gry o III ligę, przeszły do historii… Wspaniały mecz, wielka walka przez 90 minut. No i ten niecodzienny gol Daniela Kraśkiewicza z 62 metrów, kiedy to Start broniący wyniku 3:2 starał sie odpychać grę od własnego pola karnego, a Daniel uderzył na uwolnienie… Tego gola można oglądać codziennie, wszak wystarczy włączyć youtube (nagrał go Paweł Szponar z Kraśniczyna, który pisząc pracę magisterska o Starcie, trafił na właśnie ten mecz i taką bramkę). Ot chłopak miał Arta, i chyba ma nadal.
Nie wypada w tym momencie wspomnieć o kibicach, którzy byli dwunastym zawodnikiem. Bynajmniej nie jest to przesadzista metafora; reagowali na każde udanie i nieudane zagranie, zrywali się z dopingiem, kiedy drużynie nie szło, jakby przekazywali na boisko swoim zachowaniem emocje walki i emocje pragnienia zwycięstwa. Może jakieś fluidy. To zjawisko na poziomie IV ligi raczej rzadko spotykane. Bo kiedy płynie razem z rytmem gry fala emocji gra się inaczej. Gra się z falą emocji, wrzasków, okrzyków – wykop, wybij, przetnij, pilnuj go, walcz… Piłkarz to czuje, chce wzbudzić szacunek i wdzięczność kibica… Walczy… To dzięki walce piłkarski świat tak ceni ligi angielskie. Tak bardzo, że większość piłkarskiego świata woli oglądać mecze III ligi w transmisjach z Wysp Brytyjskich a nie mecze światowych ekstraklas, gdzie coraz więcej kunktatorstwa, taktyki i strategii wziętych rodem z bitew wojennych.
Z kolei Górnik II Łęczna przyjechał z zawodnikami z pierwszego składu, w dodatku był dodatkowy smaczek rywalizacji, wszak w Starcie grali koledzy podopiecznych Tadeusza Łapy – Krakiewicz, Kaczorowski. Byli wypożyczeni do Startu w ramach współpracy. Tutaj należy się wyjaśnienie. Daniel Krakiewicz jest wychowankiem UKS Jedynka Krasnystaw. Jego przybycie i pobyt w tym okresie w Starcie miał wielki walor. To chłopak który może służyć przykładem w każdym zespole. Z Górnikiem zagrał rewelacyjny mecz, Start dwukrotnie przegrywał, lecz zdołał zremisować po bramkach właśnie Kraśkiewicza. Przy czym druga wyrównująca bramka w 87 minucie, w dwie minuty po stracie gola przez naszych, to prawdziwy majstersztyk. Podcinka Sebastiana Gołębia z wolnego, jeden kontakt z piłką Daniela i bomba do siatki.
W tym meczu zespołu zagrały w składach: START: Wróbel, Borowiec, Łukasz Rachwał, Świadysza, Konrad Sawa, Witkowski (72 Suski), Sebastian Rachwał, Gołą, Kamil Sawa (83 Bielak), Krakiewicz, Wagner. GÓRNIK: Żukowski, Bodziak, Chapuła., Topolski, Raczkiewicz (70 Kasperek), Jankowski (70 Wasil), Nazaruk, Masłowski, Paulinho, Grzegorzewski (82 Osuch).
Po zakończeniu sezonu sami piłkarze szczególnie żałowali punktów straconych w Lubyczy Królewskiej, gdzie prowadzili już 2:0 a mogli prowadzić i 4:0, a później ledwie wyratowali remis. Tutaj warto odnotować, że w Granicy rej wiódł wówczas nie kto inny jak Prejuce Nakoulma.
Po zakończeniu sezonu trener Marek Kwiecień powiedział:
- Jestem zadowolony z debiutu w IV lidze, to co nie udało się innym, nam udało. Chcę podziękować tym, dzięki którym Start przetrwał i pnie się w górę. Dzięki którym jesteśmy na mapie piłkarskiej województwa, a nie tylko okręgu chełmskiego.
Trener miał jednak ambitniejsze plany. Marzyła mu się, tak jak chyba każdemu kibicowi walka o III ligę. A niestety, bez pieniędzy nie da się walczyć o ten szczebel rozgrywek. To było zderzenie marzeń i realiów – dla jednych Krasnystaw stać jest na III ligę, dla innych to okolicznościowe mrzonki.
Znajdźcie sobie sponsorów i walczcie!
Kwiecień zbadawszy grunt doszedł do wniosku, że ani on nie zdobędzie, a on, ani zarząd pieniędzy na wzmocnienia i walkę o wyższy cel. Zrezygnował a jako swojego następcę zaproponował Sławomira Świadysza.
- Jesteś pierwszym piłkarzem, który trafił do Startu z Chełmianki, w ogóle z Chełma. Zwykle było odwrotnie. Co o tym zadecydowało? – padło wówczas pytanie do Świadysza.
- Mam doświadczenie zdobyte podczas wielu lat gry w Chełmie i innych klubach chełmskich. Występy w Starcie byłyby swego rodzaju wyzwaniem, może prowokacją wobec siebie – czy sprawdzę się w tak młodym zespole. No i chciałem zobaczyć z bliska jak poradzi młodzież Startu rzucona na szerokie ligowe wody. Uznałem, że jeśli chcę w przyszłości trenować młodych chłopców, takie doświadczenie mi się przyda.
- Czy Marek Kwiecień i zarząd długo musieli przekonywać?
- Nie, bo sam przemyślałem wszystko i postanowiłem zagrać w Starcie. A co przez te kilka miesięcy osiągnąłem? Teraz zawsze mogę dać chłopakowi przykład: …„popatrzcie na Start, chłopcy mieli po 17-18 lat kiedy awansowali do IV ligi. Ani na myśl im nie przychodziło, żeby przegrywać w IV lidze”. Zwykle to młodzież powolutku wchodzi do doświadczonej grupy ligowych wyjadaczy, czasem trudno jej się wkupić. W Krasnymstawie stanąłem przed odwrotną sytuacją, sam musiałem wkomponować się w młody zespół. A pierwszy konkretny wniosek – wystarczy popatrzeć, ilu młodych chłopaków przez Start i Jedynkę wypromowało się do „zawodowej piłki”. I ilu czeka na swoją szansę...
Świadysz kontynuował pracę Marka Kwietnia, ale od razu w zespole nastąpiły zgrzyty – młodzież nie bardzo akceptowała w roli trenera-zawodnika kogoś z zewnątrz. Nie pomogły dwa obozy przygotowawcze w Krasnobrodzie i Izbicy,.