Wspomina Wiesław Drabik, wieloletni kierownik drużyny Broń Radom:
– Takich goli się nie zapomina. Piłka została ustawiona w odległości 35 metrów od bramki. Podbiegł do niej Ryszard Ochodek (foto/Echo Dnia) i uderzył z taką siłą, że bramkarzowi Marianowi Kupidurze nie pozostawało nic innego, tylko wyjąc piłkę z siatki.
Stadion szalał z radości. Tymczasem sędzia Wit Żelazko bramki nie uznał. Stwierdził, że to był wolny pośredni i Ochodek nie miał prawa strzelać bezpośrednio do bramki. Piłkarz z kolei oświadczył, że przed wyegzekwowaniem wolnego, pytał arbitra, czy aby na pewno jest to wolny bezpośredni. Po meczu Ochodek stwierdził, że sędzia go okłamał.
Zacytowana sytuacja miała miejsce w derbach Radomia. Grały drużyny Broni i Radomiaka. Co ciekawe, obserwatorzy spotkania wobec kontrowersyjnej sytuacji uwierzyli piłkarzowi, a nie arbitrowi. Dlaczego? Po prostu Ochodek nie potrafił oszukiwać. Potrafił za to mocno strzelać z daleka, w dodatku z niespotykaną skutecznością.
Zanim jednak Ryszard Ochodek znalazł się w Radomiu, przebył całkiem ciekawy etap kariery i zapisał w niej kilka interesujących zdarzeń.
Zaczynał jako szesnastolatek w Stali Poniatowa pod okiem Zygmunta Kusia. W tym też wieku zadebiutował w seniorach. Stal miała wówczas mocna pozycję w lubelskiej piłce, a takie nazwiska jak Andrzej Peresada, Henryk Sola czy Witold Konior, z którymi wówczas grał znane są do dzisiaj.
W 1974 roku ówczesny trener Motoru Lublin Andrzej Gajewski ściągnął go do swojej ekipy. Budował zespół na I ligę, a Ochodek był już wtedy reprezentantem Polski juniorów i w drużynie Mariana Szczechowicza grał z takimi asami jak: Terlecki, Kupcewicz, Dziuba i Miłoszewicz. W Motorze zaaklimatyzował się bardzo szybko grając w linii pomocy. Jednym z jego partnerów był Jerzy Ludyga, wcześniej gracz Szmbierek Bytom. Niestety, przez pięć lat walki o I ligę, ani razu drużyna nie wywalczyła tej historycznej premii. Zwątpił też w awans Ochodek i w 1979 roku razem z Ryszardem Szychem przeszedł do drugoligowej Broni Radom. Miał wówczas 24 lata i wierzył, że z Bronią wywalczy awans do I ligi/?/.
Zaliczył też w tym czasie testy w Górniku Zabrze, gdzie trenerem został Andrzej Gajewski. Dlaczego nie zdecydował się na grę w Zabrzu – pozostaje jego tajemnicą do dzisiaj.
W pamięci kibiców Poniatowej, Lublina i Radomia zapisał się jako wyborny egzekutor wolnych z odległości 25-30 metrów. Także jako inteligentny pomocnik liderujący drużynom. No i przede wszystkim jako piłkarz którego „kopyto” mogło rozerwać siatkę w bramce.
Dziennikarz radomski Zbigniew Puszko zapytał go kiedyś, dlaczego mając tak silny strzał nigdy nie bije karnych? Odpowiedział: – Jedenaście metrów od bramki, to dla mnie za mało.
Szkoda, że na dłużej nie zadomowił się w 1975 roku w młodzieżowej reprezentacji Ryszarda Kuleszy, w której zagrał razem z Milczarskim, Tłokińskim i Terleckim. Może gdyby występował w lepszej drużynie niż ówczesny Motor, nie byłoby problemów. I na pewno zupełnie inaczej potoczyłaby się jego kariera. Wykorzystano by jego strzelecki talent.
W każdym razie Ryszard Ochodek na pewno był graczem ponadprzeciętnym i zapisał piękną kartę w historii lokalnej piłki. Pozostaje jednak żal, że swojego talentu nie wykorzystał do końca.
Po zakończeniu gry pozostał w Radomiu, gdzie pracuje w miejscowych klubach, między innymi przez wiele lat szkolił młodzież Broni Radom. Prowadził też seniorów tego klubu.
Andrzej Kwiek, który widział w akcji wszystkich piłkarzy Motoru swojego pokolenia wspomina: – Łza się w oku kręci jak wspominam tamte czasy. Zapamiętałem Ryśka Ochodka bo nie potrzebowal mieć szansy, żeby strzelić gola. Taki lubelski Kazimierz Deyna.