***
Jan Janda trzeci od lewej...
***
W 1966 roku Europa żyła mistrzostwami świata w Anglii. W Polsce tworzył się zalążek późniejszych sukcesów reprezentacji, wszak remis z Anglikami w Liverpoolu uświadomił naszym trenerem, działaczom i piłkarzom, że piłkarze z wysp nie są nadludźmi, których nie można pokonać.
Na Lubelszczyźnie tymczasem futboliści walczyli o miejsce w II i III lidze centralnej. Szczególnie pojedynek Stali Kraśnik i Hetmana Zamość dostarczył kibicom niewyobrażalnych emocji. Oto bowiem przed ostatnim meczem obie drużyny miały szansę awansu. Stali wystarczył remis, Hetman musiał wygrać.
W niedzielę 29 maja nad Zamościem było pochmurno i deszczowo. Przed południem lało jak z cebra i nic nie zapowiadało, że pogoda się poprawi. Przed samym meczem deszcz jednak przestał padać, lecz zrobiło się duszno. Chwilami wiał porywisty wiatr.
Hetman przystąpił do gry z mocnym postanowieniem wygrania i wywalczenia historycznego awansu do III ligi. Kilka tysięcy kibiców na stadionie przy ulicy Królowej Jadwigi też w to wierzyło.
Pierwsza połowa była raczej spokojna i wyrównana, z nieznaczną przewagą Stali, która grała z wiatrem. Bramkarz Jurkowski wychodził jednak obronną ręką z każdej groźnej opresji. Konstantynowicz i Janda nie wykorzystali korzystnych okazji i do przerwy był remis 0:0. Po pauzie gospodarze rozpoczęli szturm bramki Stali i już w 50 minucie Styczyński otworzył wynik gry. Awans był w tym momencie w kieszeni Hetmana. Niestety, gospodarze zwolnili grę, co szybko się zemściło, bo w 75 minucie padło wyrównanie. Hetman jednak nie rezygnował i dziesięć minut przed końcem Jan Janda oddał celny strzał na bramkę Stali, golkiper odbił piłkę przed siebie, a Jan Karol wpakował futbolówkę do bramki. W tym momencie do akcji wkroczył sędzia Bielewicz z Lublina, który gola nie uznał, dyktując wolnego z miejsca strzału Karola. Stwierdził bowiem, że piłkarz wbił piłkę ręką.
Na stadionie zapanował konsternacja, a piłkarze gospodarzy podjęli protest. Któryś z nich ustawił nawet piłkę na środku boiska, nie reagując na decyzję arbitra. Na płytę wdarli się kibice, którzy postawę arbitra uznali za „drukowanie wyniku”. Sytuacji nie opanowali nawet porządkowi, toteż sędzia odgwizdał koniec spotkania. W ruch poszły kamienie, butelki i inne kibicowskie „akcesoria” W autobusie gości wybito szyby, a jeden z sędziów został ranny. Kilka dni później trzech kibiców stanęło przed sądem za wzniecenie zajść. Zamknięto stadion i ukarano ... Jana Jandę. Uznano bowiem go za prowodyra zamieszania na boisku, bo pierwszy zaczął protestować przeciwko decyzji arbitra. W III lidze zagra Stali, a Zamość po raz kolejny musiał się obejść smakiem.
Takie, pełne dramaturgii, emocji i namiętności, mecze pozostają w pamięci kibiców. Jan Janda rozegrał w swojej karierze ponad 800 spotkań strzelając 300 bramek. Nie wiem, czy wspomniany mecz ze Stalą Kraśnik był dla niego największym rozczarowaniem, na pewno utkwił mu w pamięci na zawsze.
Janda był napastnikiem tak dobrym, że z powodzeniem mógł grać w II a nawet I lidze.. Jednak on chciał zdobyć awans do III ligi razem z kolegami, z którymi grał przez wiele lat. Chciał grać dla swoich kibiców. Kiedy w bezczelny sposób okradziono ich z wyników wieloletniej pracy, z marzeń i życiowej szansy, nerwy nie wytrzymały. Bo w takim momencie nie ważne są strzelone gole i inne wspaniałe akcje i mecze. Po takich numerach piłkarzowi robi się ciemno w oczach, tak jak po pudle napastnika z karnego w walce o mistrzostwo świata...
Karierę rozpoczynał jako czternastolatek w Techniku Zamość, w 1957 roku. Później krótko grał w Lubliniance i od 1961 do 1978 roku w Hetmanie Zamość. W 1962 roku zagrał w reprezentacji juniorów Lublina w przedmeczu juniorów z Warszawą (6:1). Strzelił w nim dwie bramki, a jedną z nich strzeloną w pełnym biegu główką w okienko, uważa za najpiękniejszą w karierze. Mecz na stadionie X-lecia obserwowało ok. 100 tysięcy kibiców. Po juniorach bowiem swoje spotkanie rozgrywali seniorzy Polski i ZSRR z Jaszynem w bramce.
Miał też epizod w ...Stali Kraśnik, tej samej, która wraz z sędzią Bielewiczem odebrał Hetmanowi awans do III ligi. Było to w 1969 roku, kiedy Stali broniła ligowego byt. Zespołowi szło marnie, była walkower za walkowerem, bo w mieście szaał "dur brzuszny". Poproszono Jandę o pomoc. Został wypożyczony, choć pewnie targały nim wspomnienia z niesławnego meczu sprzed lat. Tak Stal odebrała mu awans, teraz przyjechał wywalczonej pozycji bronić w zespole rywala. – Jakie to życie piłkarskie jest bezczelnie przewrotne – pewnie myślał wówczas. Ale Jan „Jaśko” Janda był przede wszystkim wspaniałym napastnikiem, bardzo poważnie traktującym boiskowe zadania. Już w pierwszym meczu w barwach Stali pokazał kibicom w Kraśniku swoje umiejętności. Bramkarzowi Czarnej Białostockiej wbił pięć goli.
Taki był na boisku Jan Janda.
Wystarczyła chwili nieuwagi obrońcy, moment dekoncentracji i było po wszystkim. Piłka trzepotała w siatce. Potrafił świetnie osłaniać futbolówkę, co pozwalało mu wykorzystywać drybling do gry na polu karnym. Jak nikt inny potrafił strzelać głową. Jego rajdy skrzydłem zakończone celnym strzałem to kolejna pierwszorzędna boiskowa specjalność.
Strzelał więc Jan Janda gola na zamówienie, a więc w ,momentach gry gdy były one potrzebne. To rzadkość w futbolu. Wystarczy wspomnieć wspaniałe boje z Lublinianką, której wbił bramkę w 97 minucie gry meczu pucharowego ( dogrywka) na 3:2, czy z Motorem (1:1), też z dogrywką i przy zapadających ciemnościach (1967 rok).
Jego najlepszy sezon w Hetmanie to na pewno ten w 1966 roku. Wówczas był wicekrólem strzelców z 24 golami na koncie. W kilku spotkaniach zdobył po kilka bramek, popisywał się hattrickami. Zresztą w czołówce strzelców był zawsze. W meczu z Technikiem Zamość strzelił trzy bramki, a od dziennikarza Tempa, otrzymał notę marzeń „10”. Takie oceny zdarzały się wówczas najwyżej kilka razy w sezonie. Bywało i tak, że Jan Janda strzelał dla Hetmana po 60% goli w sezonie.
W 1975 roku Jan Janda rozegrał 500-tny mecz w barwach Hetmana. Trzy lata później, w spotkaniu przeciwko zespołowi Orzeł Wierzbica po raz ostatni założył koszulkę swojego klubu. Od tej chwili zaczęła „żyć” jego legenda.
I żyje do dzisiaj. Tak jak żyje legenda bosonogiego Leonidasa, Pola przestrzeliwującego siatki z karnych, czy Szymkowiaka broniącego trzy jedenastki w jednym meczu.
Gdy kibice w Zamościu wspominają Jandę, zaczynają zwykle od meczu ze Stalą Kraśnik i późniejszej symbolicznej pomocy tej drużynie. Opowiadają o tym, jak rzuca korkami po porażce Hetmana z Ruchem Izbica, wrzeszcząc co sił w płucach o wstydzie związanym z przegraną z chłopakami ze wsi. Wspominaj
1967 w Łodzi. Jeden z najlepszych napastników na Lubelszczyźnie w latach 60-tych i 70-tych. Zagrał w słynnym meczu juniorów Warszawa - Lublin na początku lat 60-tych (1:6) w którym strzelił 2 bramki. Członek kadry narodowej juniorów. Wielokrotny reprezentant Lubelszczyzny i okręgu w meczach okolicznościowych. Grał w zespole kadrowiczów Jarzego Chrzanowskiego, która zdobyła zloty medal OSM w 1967 roku (tzw. "bulionowe chłopaki"). Po zakończeniu kariery pracownik Zakładu Energetycznego.
LEKSYKON lubelskiej piłki / hs