hsienko
  Moje starcie z 'doktorem Alzhejmerem'...
 

Moje starcie z doktorem Alzhejmerem.


To jeden z bardziej niespodziewnych pojedynków jakie w życiu reportera stoczyłem. Ten dziennik jest inny niż wszelkie inne jakie przeczytałem i skąd starałem sie coś ciekawego wyłowić. Pojedynek toczony live, pojedynek z zaskakującymi, niewierygodnie szybko odwracalnymi zdarzeniami, które człowiek spotyka 24 godziny na dobę przez 1440 minut... Więcej - to starcie trwa nonstop przez 1440 minut na dobę PLUS. Ta doba też jest inna... Przed laty autor książki pod tytułem "Dżuma" Albert Camus powiedział; - Wszystko co wiem o życiu zawdzięczam piłce nożnej". Ja dzisiaj koryguję jego słowa: - Wszystko co wiem o życiu, zawdzięczam "doktorowi Alzhejmerowi" (pisownia dosłowna nie jest przypadkowa).

+++

6 kwiecień 2016
 
Pobudka o poranku, słuchanie świergotu ptaków, które się pobudziły za oknem, wc, przygotowanie śniadania, zamiast przeglądu prasy, zęby, wspomnienie dnia wczorajszego. W tle muzyka Andreasa Vollenweidera / płyta z nagraniem świergotu śpiewającego ptactwa, kukanie kukułki. Dźwięk poranka na wiejskiej łące...
Opowieści z dnia poprzedniego – wspomnienie filmu ”Siedlisko” obejrzanego w TVP Polonia, z Anną Dymna, Leonardem Pietraszakiem i Marianem Opanią w roli głównej. Ten  ostatni zagrał Kotułę, wiejskiego gospodarza, który lubił golnąć. Pewnego dnia pojechał wozem rano w pole, długo go nie było, aż Dymna zaniepokoiła się i pojechała rowerem do lasu go szukać, znalazła go jak spał koło wozu, oczywiście nawalony. Na okrzyk „WSTAWAJ”, odrzekł ledwo-ledwo, że on już nie „STAWIA”. Pewnie śniło mu się, że jest w knajpie i za dużo po-STAW-ił kolegom (?). Dymna, solidna kobita, ale za nic nie mogła go wgramolić na wóz, ledwie ostatnim wysiłkiem pijanego ochlaptusa postawiła do pionu, oparł się o wóz i usnął z powrotem. Grzmiała na niego i wyklinała… - Cholero jedna! – jak można się tak śpić!? Nie mogła jednak nóg unieść, żeby go całego umieścić na wozie z drewnianymi burtami. Przecież bezwładne ciało jest piekielnie ciężkie. Ale zobaczyła niedopitą butelkę piwa. Dopiero, kiedy uniosła ją przed oczy Kotuły,  ten z chęcią zmienił zdanie i nagle się ożywił i wgramolił na wóz. Koniec zabawnej sceny filmu.
 
Układanie planu: dnia. śniadanie, leki, telewizja, spacer-  z obgadywaniem świata, czekanie na sąsiadkę, nagłe przypominamy sobie i  „pustym głowom” (naszym), że zapomnieliśmy o urodzinach córki, były 3  kwietnia. 
 
- Ale jesteśmy barany! - mówi babcia. - Babciu! Barany to mało powiedziane! - dodaje. - My mamy jakieś zaniki pamięci, jak taka dziura mogła w głowie powstać!? Jesteśmy ‘patentowanymi zapominalskimi’. Jak można było zapomnieć!? Jak w szkole najczęściej zapominałem, że trzeba się wiersza nauczyć, to brat cioteczny w wakacje mi tłumaczył jak nie zapominać! Wie babcia jaki jest sposób na niezapominanie! Jak mnie Koka uczył!? Po prostu nie czekaj i nie myśl, o tym, żeby nie zapomnieć, tylko od razu się ucz! - No jak to, a jak myślę o tym podczas gdy idę do domu ze szkoły, albo tyram w polu! – To też można się uczyć! - dadoł Koka - Zapamiętaj wcześniej tylko pierwsze wyrazy w zwrotkach, jak przeczytasz cały wiersz.  To  pozostałe wyrazy będziesz sobie przypominał swobodnie! Intuicyjnie. Może jeszcze raz, lub dwa przeczytasz wieczorem i będziesz umiał na zycher!

BABCIA: - Jaki Zycher? Kto to?

Wywiązuje się dialog:
 
JA: - To taki BASTA! Nie kto tylko co – wynalazek, wyraz  który potocznie oznajmia, że zrobione WSZYSTKO.
 
Tutaj: - NAUCZONE! Tak mnie Koka uczył-uczyć się wierszy w drodze ze szkoły. Szybko się uczyłem, bo mi się chciało grać piłkę i musiałem oszczędzać czas. Czasem jak blisko domu już byłem, to kryłem się na łące i spokojnie zakuwałem.
 
BABCIA; - Fajnie mieć kogoś takiego. A kto to Koka?
 
JA: - Mój brat cioteczny, mojego taty siostry syn.

BABCIA: - Noo, ciekawe.  Nie czekaj i nie myśl. Trzeba było życzenia córce złożyć przedwczoraj!

JA: ...nawet wcześniej...

JA: - Wie babcia czego mnie Koka po raz pierwszy tak nauczył? Słów piosenki pod tytułem: "Z brzytwą na poziomki"...

BABCIA: - Ha, ha, ha-aa.

JA: - Babciuuu! Idziemy dzisiaj na spacer i to szybko, bo jeszcze zapomnimy. Przecież już cały czas gadamy "o tym samym". Ale to nic nadzwyczajnego, ten Alois "doktor Alzhejmer" mówił, że to normalne. Już na początku tamtego wieku. "Dżumy" Jeszcze nie było.
=== +++ ===
 
Jest 5 kwietnia 2021 roku - babci już nie ma wśród nas, ale nie świadczy to o tym, ze nie ma o czym pisać i opowiadać. Unosi się klimat wspólnoty wszystkich osób związanych z opieką nad osobą i wszystkimi, którzy uczestniczą w tej opiece. Instytucjonalnie, bo ja uważam, ze Ci, którzy podejmują sie tej walki - organizują normalny ZAKŁAD PRACY, najwszechstronniejszy zakład pracy współczesnego świata. Zakład w którym stykamy się z wysiłkiem porównywalym do trudu pracy w kopalni, z emocjami porównywalnymi do uczuć spotykanych w pracy ludzi w szpitalu, intelektem którego bazą może być niejedna uczelnia. Z etapem walki i poznawania choroby równymi pokonywaniu kolejnego egzaminu, poznawaniu magii filozofii, literatury, psychologii... Gdzie w "muzeum pamięci" zostają rzeczy, obrazy, wspomnienia, kamienie i kamyki, ludzie mali, którzy okazują się wielcy... I odwrotnie. Bo w tej chorobie "odwracanie zdarzeń"
 i "odwracanie ludzi" to normalna normalność...

Wracam do początków kontaktu z doktorem Aloisem Alzhejmerem - tym, który zdiagnozowal chorobę. 

+++

6 kwietnia 2015

Przyjście pani Danusi - którejś-tam opiekunki / sprawozdanie z dnia wczorajszego, bo nie było przeglądu prasy. Co się dzieje w świecie? Śmiech do rozpuku przy opowiadaniu o obejrzanym wczoraj filmie „Siedlisko”.

Eskalacja przygotowa przed wyjściem Babci i pani Danusi  na spacer, torebka, wielkie problem ze znalezieniem butów, bo rzekomo, „żadne nie są moje”. Spacer bez kapelusza, bo za ciepło. Pół godziny spaceru…  Przedszkole, Serbinów. W międzyczasie szykuje sobie ewentualne treści "mojego spotkania z Serbinowem". Zainteresują na pewno babcię. Wystarczy spytać, czy widziała przedszkole, a już otworzy mi sie plik z tematami związanymi z okresem, kiedy przychodziłem tutaj ze swoimi dziewczynami - z Ulą i Olą. Mmmm...

Żeby pamiętać o życzeniach dla Ani. Herbata, kanapka, dyskusja z panią Danusią, TVP. Plebania, inne dokumenty, ratownicy medyczni, scena wyjazdu do porodu, odmowa wizyty w szpitalu, powrót, narodziny dziecka… BABCIA jakby przeżywała na nowo płacz swoich dzieci.

13.00 Obiad: rosół z kluskami, pół godziny TVP, kurczak ½ łydki, ziemniaki, marchewka z rosołu. Po kwadransie.

15 minut + później.

BABCIA: - coś bym zjadła!

JA: - Nie ma sprawy! Kopytka pasują? Jasne - mówię kłamiąc bezczelnie, bo kopytka już są przygotowane. Ale z czym zrobić? - temat wypełnia trescią CZAS. Ładnie powiedziane, bo później logiczniej będzie mówić - kradnie godziny, minuty i sekundy wolności. 

BABCIA: - Są różne sposoby: z tłuszczem, masłem, śmietaną, można z cebulą, sosem. Przy gotowaniu trzeba też pamiętać, żeby więcej! Bo koleżanki mogą wpaść z dziewczynami, a wiesz jak smacznie się zjada obiad w obcym domu.

JA: - Pewnie! Znam to po sobie, jadło się czasem u kogoś i przyjmowało u siebie kolegów. Wtedy wszystko smakuje podwójnie! Nawet ciastka marki herbatniki z PRL-u po 2,10 moczone w źródlanej wodzie. Nawet świeże ogórki z grządków obgryzione zębami, w parze tylko ze zwykłym chlebem. 

Porównanie "jakości dnia" pierwszej fazy dnia z poprzednim dniem. Niebo i Ziemia! Podstawa dobrego dnia – dobry humor po wstaniu o godzinie 8.30

===
7 kwietnia 2016

Poranek. Pobudka moja 4.00 . Babcia wstaje dwie godziny później. Prawidłowość – dwie godziny różnicy. Herbata, kanapka – TRADYCYJNIE. Nastrój okej!

Czeka mnie jeszcze operacja podania i przyjęcia leków. „Akcja lekowa”. To może być atomowo trudne, albo normalne!

8.00 / po raz kolejny mylę się i mówi do BABCI pani / oczywiście szybkie WRÓĆ pomaga, „ryjemy” się z babcią normalnie… W planie ekskursja babci na wycieczkę z panią Danusią i pionierska próbo nakłonienia babci na wizytę u FRYZJERA. Może być piekielnie trudne, albo normalne! / poszukiwania waty do przetarcia oka, kończ się znalezieniem po prostej wizycie w łazience. – O Jezu jak ja jestem głupia, a może piwa? – zahacza babcia temat. Po krótki zabiegu przetarcia oka, wszystko ok. Czuje, że nawet z lekami i wizytą u fryzjera może nie być kłopotu. BABCIA ma inny humor. Nawet nie – nastrój!

8.20 / Przegląd prasy kończy się na zdjęciu Anny dymnej, babcia poznaje a opowiadam ostatni film z jej udziałem „Siedlisko”. Jest dobrze – znów sie śmiejemy! Oczywiście ze sceny o której opowiadam, jak to Kotuła pojechał do lasu i długo nie wracał. Dopowiadam babci historię jak mój TATO zeswatał takiego kolegę, startego kawalera nazwiskiem Babiński. Ożenił się z dziewczyną z sąsiedniej wsi. Po dwóch latach odwiozła GO mojemu TACIE wozem. Był nawalony jak samolot. – A weź se Stasiek ten miód, to ziółko, coś mi Go tak zachwalał! IK zwaliła go z wolu i oddała tacie! W nocy się obudził i sam poczłapał do chaty, nawet nie pobłądził.

Babcia po kilku minutach finalizuje przegląd / bierze „Fakt” i przegląda indywidualnie. Babcia przerywa lekturę / coś z okiem – stwierdza, że chyba to wpływ okularów, co pojawiło się to po ich założeniu i lekturze gazety!

8.34 / Podejmuje „próbę lekową” / To znaczy podania leku. KURDE / Natrój pryska! BABCIA zgłasza protest i robił wykład dlaczego wypluwa i chowa, stwierdzam że sposób z wczoraj (owijanie leku bułką) jest do niczego. Stwierdzamy, że MEDYCYNA jest do niczego jak nie wymyśliła zastrzyku, tylko każą nam pić takie świństwa. Druga próba za pół godziny. Kurcze, a już nawet sondowałem wstępnie pójście do FRYZJERA i był wstępna zgoda. Ja do golibrody, BABCIA fryzjera.

8.40 / Pojemnik z lekiem wywrócony, lek na podłodze. Pytanie, czy babcia wywróciła, czy przewrócił się sam. Konieczna druga „próba lekowa” / Fryzjer i golibroda musi poczekać, może z panią Danusią co wskóramy! BABCIA zmywa wszystko po konsumpcji drożdżówek.

8.45 / W radio mówią, że dzisiaj „Dzień Cukrzycy!” / - Chyba pójdę się nawalić i na jakie balety!  - rzucam jak stary cukrzyk. Dzisiaj chyba nie będziemy oglądać „ględziorów i mundroli” z telewizji / Niech się kłócą!

Sprawdzam czy lek jest w pojeniu ku, czy może wypadł. JEST nadzieja, że BABCIA zapomniała i zraz wypije, ale z drugą próbą poczekam / Strach przed kolejną prób lekową zaczyna ,mi przypominać strach przed klasówką z matmy, albo biologii – takie mieliśmy groźne nauczycielki, ta z biologii „szczeżuja” bywa nazwana.

9.02 / Kolejna „próba lekowa” , albo wybuch, albo wykład, albo… / Niech się dzieje Wola Nieba! EUREKA! Próba udana / A już bałem się, ze będzie początek agresji! A może jaki WYBUCH! Kurcze – np. żądanie numeru do TAXI! Udało sie! Tyle tylko, że gdzieś zagubiliśmy „lek osłonowy”. OJ jak poprawiło mi to nastrój!

„Osłonkę spróbuje dać pani Danusia!”.

Czekanie… chwila wolnego… Ględzimy jak w telewizji. / Teraz pochodzę tr
oche, rozprostuje nogi. Po chwili opowiadam babci o przebojach lat 60-tych "Czterej pancerni i pies”, Obladi-oblada”. – BABCIU, a mój cioteczny bart najlepiej lubił piosenkę „Z brzytwą na poziomki”. KLAN. Nauczył mnie szybko uczyć się na pamięć! Już mnie Maliszewska nie zostawiała „w kozie”, jak nie umiałem słów piosenek, nie kazała też śpiewać, bo buczałem, miałem tylko ruszać ustami. Ale, pono nierówno otwierałem i nie dała sie ocyganić. Zostawiła po kozie i musiałem się nauczyć! Tak szybko się nauczyłem, że nie tylko dostałem piątke, ale musiałem innych nauczyć się tego „jak można się nauczyć tak szybko na pamięć”. I na dodatek przydzieliła mi największego nieuka i zupełne beztalencie Miecia Piątka. Wiecznie zasmarkanego i w dodatku nie umiejącego grać w piłke! No nie miałem żadnej pasji do nauczania go. Męczyłem się z godzinę, ale boisko cierpliwie czekało.

13. 10 godz. 07. „Z brzytwą na poziomki” wyk. KLAN (you tube). Niezbyt lubiana wówczas piosenka big-bitu. Babcia chwyta melodię w drugim pokoju i dyskretnie przychodzi posłuchać. Klimat tamtych czasów. Słuchamy „asfaltowe łąki”. Gitara i solo na gitarach, śpiew ...i  horyzonty wielkich miast… „A ty tylko wokół siebie masz, alfaltowe łąki wielkich miast”.

Cytat BABCI - Kiedyś to grali na gitarach! Nie co teraz!

JA: - Teraz to tylko rzympolenie! I jakieś DODY elektrody piłują tylko!

Pierwsze przejęzyczenie tego dnia, powiedziałem do BABCI – Pani. WRÓĆ! (skąd to się bierze w moim mózgu, mechanika jaka live, czy co?)

„Poszła bym z Tobą ”Brekaut”. „Gdybyś kochał mnie choć troche”.

10.49 / Rozmowa z panią Danusią. Herbata. Zakup ziemniaków na obiad! Akcja „lek osłonkowy!”

Akcja lekowo-osłonkowa pani Danusi trwa. Widać jak stosunek pacjenta do leków potrafi się zmieniać z minuty na minutę. Akcja pani Danusi nieudana.

Spacer, sklep. Być może FRYZJER(!?)

Było zbyt dobrze. Totalny kryzys podczas ubierania na spacer! Wszystko poszło o brak skarpetek i butów. BABCIA stała się agresywna i zła! Ona na skarpetki w których była wczoraj mówi: - Nie będę chodziła w skarpetach jakichś dzieci. To nie moje skarpety. Wszelkie tłumaczenia idą w łeb. Trwa poszukiwanie właściwego stroju i butów. Na zwłokę… Po kilku minutach wspólnego poszukiwania pani Danusi udaje się nakłonić babcię na spacer i wyjście do sklepu po ziemniaki… Chyba te ziemniaki były decydujące. Babcia po powrocie wraca do domu. Ogląda telewizje! Dyskutuje z panią Danusią. Rozmawia z nami, ziemniaki gotowe do gotowania. Akcja „lek osłonkowy” w zawieszeniu. Ale udało się! BABCIA ze smakiem zjadła też zupę.

Podczas zamieszania straciłem sam sporo cukru i po 12.30 miałem 77 i potrzebne były dwie łyżeczki cukru. Słaby nastrój zaczął się od chwili początku eskapady na spacer i agresji BABCI „w sprawie butów i skarpetek”, bo nic nie pasowało. Byłem na granicy. Bezsilność łączyła się ze złością! Przeszło! – po powrocie, kiedy BABCIA „szamnęła” pierwsze danie (zupa ziemniaczana).

Były to ciężkie chwile – druzgocąca zmiana nastroju, przyczyna tajemnicza – tutaj teoretycznie wyjście na spacer. Zaczynam rozumieć, dlaczego kolega Romek F. na mój widok w sklepie, na ulicy, czy w bibliotece, śmieje się. On obcuje ze swoją babcią chorą na to samo, od kilku a może i kilkunastu lat. Przywykł! Choć nie musi codziennie być koło niej, mówi, że czuje potrzebę BYCIA u niej. Jeździ codziennie i – osobno - na wyznaczone dyżury.

Rano podróż do sklepu po stały zestaw: trzy drożdżówki (owoc, owoc, ser, nawet kasza ujdzie) Broń Boże z makiem. Panie w sklepie przywykły! Znają „temat drożdżówek). Niemal nadajemy6 na tych samych falach,.

Pani Danusia wyszła – obiad. Na szczęście ziemniaki nie przypalone – bo były lepszej jakości i problemy Trybunału Konstytucyjnego nas nie zafrasowały! To i obiad okej. Potrawka z kury u w deche ziemniaki też. Dla siebie robię „ucztę ziemniczano-kwaśnomlekową”. BABCIA sprząta i zmywa po obiedzie. Agresja sprzed wyjściu na spacer wygasa, kurde żeby jakiej „gafy” nie zrobić! Wówczas komputer pod tytułem MÓZG otwiera nie ten plik co by się chciało kliknąć i następuje WYBUCH. I atomowym problemem stają się skarpetki.

Włączam ponownie Klan. I „Z brzytwą na poziomki”! Nieznany przebój lat 60-tych.

Popołudnie – czekanie na Anię. Zaplanowana podróż celem zamiany kół w samochodzie. Później babcia idzie po „ryzykiem utraty cierpliwości w czekaniu na córcię” u kosmetyczki. Jest nadzieja, że nie poprzestawia tam „pań pani” Doroty. Bo jej samej raczej nie – osoba właściwej postury. Ale jak podskoczy może być sprowadzona do „pionu’. Już raz miała do czynienia z BABCIĄ, kiedy „skorygowała plany” Renaty i Ani, które bez jej wiedzy zainwestowały w pomysł w ulżeniu jej w poprawie jakości chodzenia. A może trafi się właściwy plik w komputerze MÓZG, no i BABCIA zechce poddać się pielęgnacji (????). Nie było pielęgnacji, ale sukces i tak – BABCIA cierpliwie przeczekała!

Powrót i GARAŻ. TO OSTATNIE CZYNNOSCI DNIA.

- UFFFFFFFFFFFFFFF!

Kolacja bez zakłóceń! Babcia chętna do pomocy!
Sprząta po babcinemu - wzorowo. Sprawdza stan sypialni, składa spodnie pod kant. A możee w kant, już nie wiem, jak lepiej mówić, jak lepiej pisać. Sprawa do skonsultowania z babcią. Okazja na wypełnienie kolejnej „dziury pamięciowej”.

+++
 
8 kwietnia 2016
 
Babcia na nogach o 6.45, porządek musi być. Pościel złożona po wojskowemu. Ciekawe jakim tonem rozpocznie dzień – jest nadzieja, że nie wojskowym. Byle nie rozpoczęła od pytania po postój taksówek, albo przystanek busów. Przygotowałem front pracy z BABCIA. Piszemy reportaż – BABCIA!

Dzisiaj w planie podróż do miejsc, które może pamiętać – POLANY. Mieliśmy tam hektar sadu i hektar porzeczek. Przez kilka lat podróżowaliśmy tam na zbioru. Pozostało sporo wspomnień. Mam też „Kronike Zamojską” z okresu, kiedy pracowałem tam – kiedyż w reporterski rajd zabrałem kolegów z redakcji i uczniów zawodu. Będzie co poczytać! Powspominać!

Stały zestaw do szamanka – trzy drożdżówki i – tym razem – trzy a nie dwie bułki. W końcu to piątek. Weekend. Można zaszaleć. W razie czego bierze się u BABCI „pożyczkę” i dokupuje, a może i sama podskoczy do sklepu!
Zbliża się najgorszy punkt programu dnia – „akcja lekowa” (steryd to najgorsze paskudztwo, jak wczoraj orzekła babcia). 

8.00 – Zczęło się dramatycznie – po śniadaniu BABCIA rozpoczęła złowrogo. - Gdzie ja tu jestem. Trzymją mnie jak w gettcie!
Ja (przerażony, bo już miałem nadzieje na dobry start): - Nie nie, Babciu Ania w pracy, jakoś dziwnie ten dzień się rozpoczął, bo babciu padało pół nocy! Trzeba jakoś zmierzyć się. 

Babcia chodzi i nudzi się. Naburmuszona. Kurde, zaraz walnie co o gettcie! Trzeba reagować.
JA: - Chodźmy babciu do kuchni, pogadamy, bo ten deszcze nas chyba ciśnieniowo wykończy. W nocy lało.
BABCIA: - Ano może i tak! 
JA: - W radio gadają, ze plac litewski W Lubliniw w przebudowie!
Babcia z troską podstawie mi kanapkę i drożdżówke. Opieram się, ale zjadam.

JA: Babciu, jak pracowałem w Zamościu, pojechałem kiedyś na Polany, do gminy Krynice.
BABCIA (-Mm, małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot! – babcia macha lekceważąco rękami). 
Komentarz czytelny! Przekaz jasny!

Po 3 minutach z TV…
Babcia ponownie na nogach. Tym razem „wyłapała” coś w reklamach. Szuka długopisu. Podaję jej notes, który mi sam podarowała, stary papier, notes sprzed lat. Nieco zaskoczona, tajemniczo spogląda…
- Tak, tak, to babcia mi podarowała. Pamieta babcia gdy pracowała u Buczka?
- Pewnie!
- Dawaj muszę zapisać…

Pisze drukowanymi literami: F E M I N O S T. Nie wiem, chyba jaki lek!?  LEK NA PAMIĘĆ – mówi babcia!. – pigułka i wystarczy, wszystko będzie się pamiętać!

Chwila oddechu. TV.
- Babciu może jaką herbatę machniom?
- COOO?
- No wypijemy!
- No zrób! Sobie tez!.

Babcia z uwagą ”konsumuje” kolejny odcinek Malanowskiego.
Herbata i drożdżówka – na pół.  Smakowało!
Krzyżówka. No niestety, muszę po okulary!
BABCIA; - Już??? W okularkach?/ (z przekąsem).
Kolejna próba lekowa nieudana – dobrze, ze najważniejsze leki przyjęła.

Godz. 10.00
Jest  pani Danusia: - Pyta oczami, jak tam na froncie?
JA: - Tajemniczo. Otworzy się plik pod tytułem „skarpetki: i może być wybuch! Ja to znam na razie pod tytułem – Postój TAXI, albo przystanek BUSÓW. Dzisiaj też było ryzyko, po pytaniu: - Co ja tu robie, trzymają mnie jak w gettcie!

Po 30 minutach – teczka z gabinetu przyniesiona, rozmowa z panią Danusią.!
- Babciu – zapomniałem ci przekazać pozdrowienia od Gałana, tego kolegi Ani.
- A dziękuję, no pamiętam nazwisko.

13.oo. Obiad pierwsze danie! Szamanko ok. Czekamy na  II danie – pierogi. Cztery soczyste sztuki!
Babcia   wspominała  przez godzinę na bazie albumu ze zdjęciami wnuczki.
Spokój. 
Wyjście pani Danusi. 

14.58. Nagle babcia woła jeszcze, ... - i dwa pierogi!
- Kurde co za dużo to niezdrowo – jeden mogę przygrzać.  Nad drugim  będę debatował z córką.
Telefon do niej, to zysk kilku minut spokoju. A całkowitego powrotu z pracy multum czasu. 
 
Herbata, bo babcia  rozpoczyna nacisk w poszukiwaniu spodni… Nie pomaga narzekanie na pogodę. Przy herbacie rozwiązujemy zagadki. Pada słowo "Hipopotam". A pamięta babcia Giełdę Piosenki i Kasię Sobczyk. Śpiewała „Hipopotama”.
 
Godzina 16.28.
Słuchamy, przy okazji  BABCIA przypomina sobie „Biedroneczki” i „Trzynastego”… / babcia przy okazji zmywa…, zmywa…, zmywa… Ogólne spostrzeżenie – melodie z lat 60-tych wpływają kojąco. Słuchamy Edmunda Fettinga. Nieznane – głos ten sam, ale piosenki nowe (się wydają). Warszawo ma…
 
Moment przedwybuchowy, nacisk na oddanie spodni coraz silniejszy. Instykt prawidłowo podpowiada, przegląd fotek z dzieciństwa Uli rozładowuje atmosferę. Uśmiechnieta twarz…radość, kiedy BABCIA widzi Ulę i siebie na starym zdjęciu z Lublina.
 
Uspokojenie. Moment wybuchowy II mija. 
 
cdn.
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 22 odwiedzający (125 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja