LEKSYKON lubelskiej piłki
@
Marian BARTOCHA
@
Pisali historię lubelskiej piłki... * Charles Bronson boisk...

Ten sympatyczny wąsacz był przez wiele lat bramkarzem Motoru Lublin. Ale kto to stoi obok (?).
***
Niestety w pierwszej jedenastce Motoru nie dane mu było pograć zbyt dużo, jako że w latach 60-tych pozycje Stanisława Matraszka czy Jana Błaszkiewicza były niepodważalne. Grał wiec w Huraganie Międzyrzec, by wreszcie zjawić się w Niedrzwicy Dużej. Tutaj zdobył popularność równą legendarnemu napastnikowi Waldemarowi Baczewskiemu i gminnym włodarzom: naczelnikowi i pierwszemu sekretarzowi partii. Jego słynne zawołanie „moja” do dzisiaj jest wspominane z rozrzewnieniem i sympatią. A wielu kibiców mówi wprost, że jak ktoś zakrzyknie na stadionie Motoru lub nawet w przypadkowym miejscu Lublina "Moja", to jest prawdopodobne, że podniesie się Marian Bartocha.
W Orionie rękawice po nim przejął Andrzej Borowiec, ale pan Marian nie zerwał z piłką. Za namową kumpla z boiska, wychowanka Avii Świdnik Stanisława Radwana stanął w bramce podlubelskiego zespołu LZS Krężnica Jara. Starzy wyjadacze uczyli małolatów taktyki i dyscypliny gry, a zawołanie bramkarza z wąsem a’la Charles Bronson niosło się echem wśród otaczających boisko w Krężnicy olszyn.
- Kiedy wspominam kumpli z boiska (w chwili zakończenia kariery niektórzy mogli być jego wnukami - przyp hs), to liczy się twarz. Nazwisk nie pamiętam... Tylu ich było, że nie sposób zapamiętać! – mówił opowiadając zdarzenia z bramkarskiej przygody.
Co robi dzisiaj Marian Bartocha? Kiedy ostatni raz z nim rozmawiałem wiódł żywot statecznego emeryta w Lublinie.
LEKSYKON lubelskiej pilki / hs
|