hsienko
  Soroka Jan
 

LEKSYKON lubelskiej piłki

Jan SOROKA

Nocleg w hotelu klasy Szczebrzeszyn

***


Miał kilka lat, kiedy w Oświęcimiu zginął ojciec. Był najmłodszym wśród pięciu braci. Trzech z nich grało w piłkę we Włodawiance (rok zał. 1923).

I nie mogło być inaczej, skoro mieszkali kilkadziesiąt metrów od boiska. Oczywiście Janek też szybko złapał sportowego bakcyla i uganiał się za piłką. Zresztą – jak wspomina – biuro drużyny mieściło się w ich mieszkaniu. Tutaj mama prała stroje, tutaj odbywały się narady taktyczne itp.
- Nie mieliśmy wówczas trenera – mówi Jan Soroka. – Miałem 16 lat, kiedy w 1952 roku zadebiutowałem w drużynie seniorów. Chyba nie ustępowałem starszym kolegom umiejętnościami, bo zdobyłem stałe miejsce na pozycji stopera.

Jego zdaniem ówczesne czasy były dla młodych chłopców prawdziwą życiową zaprawą. Nikt nie płacił za grę pieniędzy, nie było nawet obiadów, a na mecze wyjazdowe trzeba było brać kanapki. Włodawianka grała przeważnie w A-klasie województwa lubelskiego, między innymi z takimi drużynami jak: Stal Kraśnik, Technik Zamość, Hetman Zamość, Roztocze Szczebrzeszyn, Start Krasnystaw, Łada Biłgoraj, Motor Lublin czy Avia Świdnik. Wyniki były różne…

W pamięci pozostały na pewno mecze wyjazdowe. To były prawdziwe eskapady. Piłkarze Włodawianki jechali na przykład do Biłgoraja lub Tomaszowa ZIS-em. Podróż trwała kilka godzin, zwykle seniorzy siedzieli na pace, a juniorzy musieli stać. No i trzeba było po takiej podróży grać. Czasem na całkiem drewnianych nogach.
- Pewnego dnia do Szczebrzeszyna wybraliśmy się pociągiem – wspomina. – Dojechaliśmy jakoś po północy i pojawił się problem noclegu. Zaczęliśmy szukać “hotelu”. Na miejscowej komendzie poradzono nam udać się do sołtysa. Ten ulokował nas wszystkich w jednoosobowym pokoju, mianowicie w zapolu stodoły. Nie wiedzieliśmy w co się kładziemy, ale liczyliśmy, że jest to siano. Niestety, to był jęczmień, albo nawet słoma jęczmienna. Można sobie wyobazić jak wyglądaliśmy rano.

Piłkarze Włodawianki szczególnie lubieli grać u siebie. Mogli pokazać się przed swoimi kibicami, a przede wszystkim nie grali na “drewnianych nogach”. Lecz ci traktowali ich bezlitośnie. Nie dość, że sami gracze męczyli się na boisku za darmo, to jeszcze trzeba było uważać, aby nie zepsuć butów.
- Jednym za najwierniejszych kibiców by ł miejscowy szewc – mówi Jan Soroka. – Jak wygrywaliśmy, to reperował korki za darmo, jak szło źle, to musieliśmy płacić. Ot taki był z niego “sponsor”.

Soroka był stoperem, a szyki obronne tworzył razem z Janem Piskorskim i Ryszardem Kralem.Wówczas w obronie grało trzech zawodników. Za jego czasów do najlepwszych piłkarzy w ekipie Włodawianki należeli między innymi: bramkarz i jednocześnie lekarz chirurg, dyrektor szpitala Karpiński, pomocnik Bernard Cykier, napastnicy Włodzimierz Machnow, Ryszard Majewski i Stanisław Matysiak. Ten ostatni był prokuratorem we Włodawie.
Mówi Jan Soroka:
- Najtrudniejszym rywalem była dla nas Stal Kraśnik. Pamiętam, że raz przyjechali do nas tak pewni zwycięstwa, że napastnik, którym się opiekowałem założył się z mną o flaszkę ( za każdego gola) i bankiet po meczu. I szło im nieźle, bo prowadzili już 2:0. Po przerwie sprawiliśmy im łomot 6:2, a “hazardzista” potrafił tylko rzucić, że zakład jest aktualny… I że w Kraśniku będzie odwrotnie. W tym meczu najlepszy był Włodek Machnow, strzelec trzech goli. To on rozmontował obronę Stali. Zresztą w historii włodawskiej piłki należy do najbramkostrzelniejszych napastników. Wielka szkoda, że nie trafił do prężniejszego klubu.

W 1959 roku Włodawianka awansowała do B-klasy. Wielki artykuł o piłkarzach i działaczach wydrukował Sztandar Ludu. W jednym z akapitów reporter napisał: “O zaangażowaniu piłkarzy w grę i przywiązaniu do klubu może świadczyć fakt, że obrońca Jan Soroka na mecze dojeżdżał z Warszawy, gdzie przebywał na kursie”.

Jan Soroka był etatowym wykonawcą rzutów karnych i wolnych, toteż ma w dorobku wiele goli. Karne strzelał technicznie i rzadko przegrywał z bramkarzami. Niemniej zapamiętał golkipera Gwardii Chełm Trylewicza. W meczu o Puchar Polski prz stanie 2:2 nie strzelił mu karniaka i to zemściło się, bo goście wygrali 3:2!

Był czas, kiedy Włodawianka została zlikwidowana i powstał nowy klub Gwardia Włodawa.Większość zawodników pochodziła z różnych części kraju, a we Włodawie odbywała służbę wojskową w WOP-e. Szczególnie Ślązacy byli dobrzy. Tylko dwóch zawodników z cywila grało wówczas w Gwardii. Jednym z nich był Jan Soroka.

W jego rodzinę futbol wgryzł się mocno. Podczas gry w Szczebrzeszynie poznał tamtejszego piłkarza Ostaszewskiego. Kiedy ten przyjechał do pracy w POM-ie spotkali się. Wkrótce przybysz został jego szwagrem.
Jan Soroka grał w piłkę do 1965 roku. Szykował się do podjęcia pracy trenerskiej. Ukończył już nawet stosowne kursy instruktorskie. I wówczas przytrafiła się kontuzja łąkotki. Musiał zakończyć karierę i zająć się czym innym. Pałeczkę piłkarskiej sztafety pokoleń miał przejąć syn. I były na to duże szanse. Niestety, synowi bardziej spodobała się koszykówka. Ukończył studia na AWF i dzisiaj uczy włodawską młodzież gry w kosza.

SOROKA JAN. Urodzony w 1936 roku. Obrońca, stoper. Kluby: Włodawianka Włodawa, Gwardia Włodawa. Jeden z najlepszych piłkarzy w historii futbolu powiatu Władawa. Karierę zakończył w wieku 29 lat w wyniku kontuzji łąkotki. Najmłodszy z piątki braci, z których trzech też grało w piłkę.

Leksykon Lubelskich Piłkarzy / Henryk Sieńko

+++


FOTO-Jubileusz 90-lecia Włodawianki – Jan Soroka otrzymuje odznaczenie z rąk prezesa LZPN Zbigniewa Bartnika i Anatola Obucha, szefa CHOZPN.

 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 47 odwiedzający (359 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja