hsienko
  DAWNYCH...
 
Dawnych
WSPOMNIEŃ CZAR
Na szlaku UNII Lublin do mistrzostwa Polski juniorów 1939 - ludzie, mecze zdarzenia...
   
 ***
 
     Znany lubelski dziennikarz sportowy, działacz i sędzia piłkarski wspomina jak juniorzy naszego miasta zdobyli tytuł mistrza Polski. Redaktor Wnuk grał w tej drużynie. Dziś pierwszy odcinek (wszstkich mini-publikacji było 4). .
***
   Wieść o organizowaniu przez WKS Unię prawdziwej drużyny juniorów, obiegła lotem błyskawicy całe młodociane miasto. Nic więc dziwnego, że przed lokalem klubowym na boisku przy ulicy Okopowej (dziś stoi tam gmach DOKP) gromadziły się tłumy chłopców, którzy już niby byli juniorami, ale grali tylko wtedy gdy pod okiem ówczesnego cerbera p. Feliksa Sokołowskiego, ładnie czyścili buty zawodnikom I drużyny, lub gdy pozamiatali boisko i trybunę. Teraz warunkiem przyjęcia do klubu nie było czyszczenie butów i zamiatanie, lecz wiek. Przyjmowano chłopców urodzonych w latach 1919 i 1920 roku. Co wiec mieli robić ci młodsi. Po prostu przerabiali swoje daty urodzenia., przyprowadzali do poświadczenia zgodności różnych  „przybranych ojców”, a niżej podpisany przerobił własną metrykę urodzenia, przez co dokument uległ całkowitemu zniszczeniu, za co matka sprawiła mu tęgie lanie, ale za to droga do gry w prawdziwej drużynie była otwarta.
     
      Był to rok 1936... Opiekunem drużyny był st. sierżant 8 pp. pan Kazimierz Świderski (zamordowany przez hitlerowców na Zamku w Lublinie).  A w rok później, gdy do Lublina został przeniesiony z Bydgoszczy służbowo p. mjr. Tadeusz Link odczuliśmy prawdziwą opiekę i prawidłową pracę szkoleniową z juniorami. Oficer ten z zamiłowania wioślarz pokazał, że nie znając sie na piłce można ją nie tylko pokochać, ale też oddać się jej całym sercem. Wkrótce wszyscy juniorzy polubili nowego opiekuna i wychowawcę jak własnego ojca, bo też właśnie nierzadko nam go zastępował. Interesował się wszystkim, jak się kto uczy (chodził do szkół na wywiadówki), znał materialną sytuację każdego z nas, a często wiedział co się w garnku gotuje na obiad. 

      Pamiętam taki jeden szczegół, kiedy jeden z naszych kolegów przez piłkę, na półrocze zarobił siedem dwój w  Szkole Budownictwa, o. mjr Link tak się wziął za niego, że gdy przyszedł koniec roku, kolega ten przeszedł do następnej klasy z zupełnie przyzwoitymi ocenami.

      Ale też i w sporcie zaczęliśmy robić postępy.   W 1936 roku - pierwszym roku organizacji mistrzostw okręgu juniorów, odbyły się tylko dwa mecze, bo tylko trzy drużyny zgłoszono do mistrzostw - LWS (Lubelska Wytwórnia Samolotów), ZTGS "Gwiazda" i WKS "Unia" Lublin. Nasz zespół zdobył pierwsze miejsce wygrywając kolejno z LSW 4:1 i Gwiazdą 5:2. W mistrzostwach Polski nie graliśmy z braku odpowiednich funduszy. 

      W następnym 1937 roku opieka i szkolenie nabrały jeszcze większego rozmachu. Drużyna dostałą trenera, którym został niegdyś doskonały prawoskrzydłowy Unii Lublin - p. Roman Szyszkowski (w innych źródłach imię Ryszard, często mylono imię).  Juniorzy w tym roku rozegrali już cztery mecze o mistrzostwa okręgu, wygrywając kolejno z Hapoelem 5:0 i 3:0, z LSW 3:2 i 3:1, a następnie wyjechali na obóz do Kozienic k/ Radomia, gdzie odbyły się mistrzostw Polski.  Nasza drużyna grała w grupie Łódź, Kraków, Wilno, Wołyń i Lwów. W spotkaniach mistrzowskich wygrywamy - z WKS Grodno 3:1, Hasmonea Równe 3:2, przegrywając z Widzewem Łódź 1:3 i  Cracovią Kraków 1:3, odpadając z dalszych gier.

      Tytuł mistrza Polski już po raz trzeci z rzędu zdobyła Wisła Kraków. Ogółem w tym roku drużyna nasza rozegrała 19 spotkań, z czego 14. wygrała 4. przegrała i 1. mecz zremisowała. Bilans bramkowy wyniósł 56:27, oczywiście na naszą korzyść. W zespole grało 34 piłkarzy: H, Broda, M. Ciołek, E. Chojnowski, J. Cieśliński, K. Grzesiak, K. Jeżewski, Z. Jemielewski, K. Iwaszczuk, J. Kowalski, H. Kopeć, R. Kozłowski, J. Nieoczyn, A. Machaj, R. Makolągwa, Z. Mucha, S. Maliszewski, T. Różyło, S. Rudnicki, E. Rakowski, J. Sokólski, A. Streszer, W. Siarkowski, S. Stelmach, S. Szczygieł, J. Szabowski, M. Poterański, S. Pakulski, Z. Paprota, W. Wołoszyn, S. Wobozil, E. Wójcik, M. Wilkołek, R. Wnuk. Najwiecej razy grali: Kowalski, Machaj, Sokólski i Wnuk - po 18.

    Rok później, tj. w 1939 roku do mistrzostw okregu zgłoszono 4 drużyny. Hapoel, LWS, Lot i Unię. Drużyna nasza po dobrej zaprawie kondycyjnej - treningi w sali i dużo jazdy na nartach w zimie, wyszła na boisko nieźle przygotowana przez trenera p. Szyszkowskiego i psychicznie przez „ojca” drużyny mjr Linka, który nigdy nie opuścił ani jednego treningu i nie raz sam, chociaż o piłce miał blade pojecie, potrafił zademonstrować niejedno trudne ćwiczenie, np. strzelanie z obu nóg, tylko podbiciem karnego - kilka razy kolejno w słupek bramkowy (który z pilkarzy potrafi obecnie sztuki tej dokonać). 

      Zespół w tym roku po raz trzeci zdobył tytuł mistrza okręgu wygrywając wszystkie mecze - z Hapolelem 0:0 i 4:0, Z LWS 5:2 i 3:2, oraz z Lotem 2:1 i 3:1.
===

      Teraz przed drużyną stanęło niezwykle odpowiedzialne zadanie przygotowania się do mistrzostw Polski. Drużyna Unii znalazła się w bardzo ciężkiej grupie eliminacyjnej mając za przeciwników mistrzów województwa stanisławowskiego i lwowskiego. Przez eliminacje szczęśliwie przebrnęliśmy wygrywając ze Strzelcem Górka Stanisławowska 1:0 i Lechią Lwów 3:1. Przed nami półfinał i przeciwnik Pogoń Równe. Jedziemy do Równego z duszą na ramieniu. Po przyjeździe na miejsce nasi sympatycy i kibice donieśli nam, że w juniorach Pogoni gra kilku rekrutów (‘ładni juniorzy’). Oczywiście żaden z nas przed meczem o tym nie wiedział.  Spotkanie zakończyło się remisem 5:5 i w dogrywce (rzuty karne) ulegliśmy 2:3. Złożony następnie przez nasze kierownictwo protest, po przeszło półrocznym dochodzeniu został uwzględniony, a więc przed nami - f  i  n  a ł .

      Bilans roku 1938 był następujący. Ogółem juniorzy rozegrali 46 spotkań. Z ilości tej 32 wygrali, 5 razy przegrali i 9 zremisowali. Łup bramkowy 187- 63, czyli przeciętnie na każdym meczu napastnicy strzelali po 4 bramki z ułamkiem.  W roku tym drużyna grała najczęściej w następującym składzie.  (cyfry  nawiasie oznaczają ilość spotkań).  Bramka - Skraiński (30), Broda (17), obrona - Kopeć (16), Kowalski (23), pomoc - Paprota (20), Pakulski (23),  Różyło (25), Rudnicki (27), napad - Malinowski (24), Machaj (27),  Wnuk (25), Ciarkowski (18), Rakowski (26), Nieoczym 25), Królem strzelców był Janusz Sokólski, środkowy napastnik, który strzelił 31 bramek., a wicekrólem Eugeniusz Rakowski (26). W 46 spotkaniach grało 26 juniorów.

      Przyszedł wreszcie rok 1939. Drużyna już od wczesnej zimy rozpoczęła przygotowania do sezonu. Wiosną sprowadzono do Lublina trenera z Krakowa. Był nim p. Mieczysław Balcer, niegdyś doskonały prawoskrzydłowy Wisły, a po nim  "Kozi gród" odwiedził trener zagraniczny - Austriak Gold. Doskonale przygotowani do sezonu przez lubelskie mistrzowskie boje przeszliśmy jednym skokiem wygrywając wysoko wszystkie spotkania,I wreszcie nadszedł ten wielki dzień - 4 czerwca., Gramy w Warszawie finałowy mecz z Wisłą Kraków, na przedmeczu międzypaństwowego meczu Polska - Szwajcaria. Wyjazd 3 czerwca rano. Ale w Lublinie na dworcu obława. Tak jest zwyczajna obława. To różni zaufani "belfrowiwe" nie pozwalający grać w piłkę chcieli z dworca wyłuskać swoich podopiecznych i nie dpuścić do wyjazdu do Warszawy.  Oczywiście wszyscy rozbiegli sie po okolicznych bramach zrywając tarcze lub przebierając się w cywilne ubrania.
 
     Wreszcie Warszawa, mieszkamy w hotelu Central, w tym samym hotalu piłkarze Wisły. W rozmowach zapowiadają nam tęgie lanie. Wychodzimy na boisko stremowani, boć to popis przed 50-tysięczną widownia., a po drugiej stronie boiska zespół dwuktronego mistrza Polski w którym grają prawie sami I-ligowcy. Takie nazwiska jak Gracz, Rupa, Legutko, Serafin i inni mówią wszystko. Wrszcie gwizdek sedziego i ,,,zaczęło sie....
+++
 
      Z miejsca okazało się, że wilk nie taki straszny, jak go malują. Wprawdzie wiślacy "ładują" nam pierwsi bramke. ale my przeważamy.  Wreszcze pada wyrówanie, widownia warszawska zaczyna nas coraz bardziej dopingowac. Po chwili jest nasze prowadzenie i wiślacy wyrównuja.  Wreszcie strzelamy trzecią bramkę, a następnie jeszcze trzy, który sedzia nie uznał. Dlaczego, nie wiem, bo wtedy jeszcze na przepisach nikt z nas się nie znał. A niech tam. Jest 3:2 i schodzimy z boiska jako zwycięzcy zdobywając tytuł mistrza Polski.
 
     He, było po tym radości i łez szczęścia. Ten tytuł może sobie wyobrazić, kto nie przeżył. Z trybuny honorowej zszedł na boisko jakiś generał i wszystkim chłopakom zafundował buziaki. Pucharu niestety, nie dostaliśmy, gdyż Krakusy nie przywieźli go do Warszawy. Tak byli pewni zwycięstwa i utrzymania mistrzostwa, że nie zabrali. 
Później wybuchała wojna i puchar gdzieś przepadł. A może ktoś wie, gdzie on się znajduje.

      Po wielkim zwycięstwie w Warszawie do Lublina wrcaliśmy z nadziejąw  sercu - widząc w Lublinie za rok lub dwa pierwszą lige. Niestety - okrutna wojna zniweczyła chłopięcę, ale realne marzenia.

      W czasie wojny zespół o piłce nie zapominał. Grano mistrzostwa na Nowej Drodze (dziś stadion Startu). Były kluby dzielnicowe o różnych nazwach jak "Cukrownia", "Kalina", "LHD" i inne, no i oczywiście juniorzy b. Unii grający pod firmą Lublinianki Zamiłowaniee do gry w piłke było tak wielkie, że Lublinkianka dwa razy rowerami jeździła na mecze do Dęblina.

      Po wojnie na szczątkach dawnej przedwojennej I ligi, okupacyjnej Lublinianki powstał OWKS Lublin. Później WKS Unia następnie po fuzji z WKS Lublinianka będąca kontynuatorką tradycji tamtych wielkich dni. 
Z członków zespołu, który tak pieknie zapisał się w historii lubelskiego piłkarstwa wielu żyje i działa nadal w piłkarstwie, ale już nie kopie piłki, wielu rozproszyło sie po świecie a niektórzy już nie żyja. I tak, bramkarz Skraiński pracuje na Śłąsku, Broda jest w Tomaszowie Mazowieckim, Kopeć został zamordowany na Zamku w Lublinie. Kowalski pracuje w TKKF, Paprota pracuje w Lublinie, Różyło pracuje w Lublinie. Rudnicki jest instruktorem piłkarstwa w FSC, Malinowski zmarł przed kilkoma miesiącami, Machaj - losy nieznane, Sokólski - losy nieznane, Rakowski - losy nieznane i autor niniejszych wspomnień. / autor Ryszard Wnuk
 
 
 
 Rozmawiając z bohaterami wspomnień i kolegami Ryszarda Wnuka zafascynowało mnie kilka postaci.
 
 ***
 
Dawnych
WSPOMNIEŃ CZAR
Henryk SZYMCZYK pisze o pierwszym meczu w powojennym w Lublinie. Dzisiaj ten mecz  jest swego rodzaju podsumowaniem.
+++
      Nie jest łatwo przywołać w pamięci, fakty, nazwiska czy wyniki spotkań piłkarskich sprzed wielu lat. Jednak byli ludzie, którym utkwiło to w pamięci i zawsze potrafili wrócić do wspomnień. Mówili o faktach i meczach, tak jakby miały miejsce całkiem niedawno. Kiedy prze laty rozmawiałem z Januszem Cieślińskim, Tadeuszem Czapczyńskim, Stanisławem Rudnickim, Ryszardem Wnukiem czy Władysławem Bukowskim, to o lubelskiej piłce potrafili opowiadać godzinami. Nie tylko pamiętali wyniki, strzelców bramek, ale też kto zmarnował doskonałą sytuację. Ze wzruszeniem wspominali zarówno mecze z lat okupacji, jak i te rozegrane po wyzwoleniu. Mało kto potrafi zdać sobie dzisiaj sprawę, że podczas okupacji za grę w piłkę można było stracić życie, a w najlepszym przypadku być wywiezionym do obozu koncentracyjnego. Mimo to mecze odbywały się regularnie, co pozwalało ludziom przetrwać, cieszyć się z wyników swoich pupilów, dyskutować o ich grze.

      Janusz Cieśliński wspominał, że grano przeważnie przy Nowej Drodze. Na bosaka, bowiem o butach nie było wtedy co marzyć. Na czatach stali kibice i rezerwowi zawodnicy, którzy ostrzegali gdy zbliżali się Niemcy. Każdy wówczas ratował się ucieczką na swój sposób, nawet przez Bystrzycę, a kiedy niebezpieczeństwo minęło, wznawiano grę. W latach okupacji walczono też o mistrzostwo Lublina i poszczególnych dzielnic. Grały m.in. Promień, Kolejarz, Bronowiczanka, Unia, Garbarnia, Rurowianka, Wrotkowia, Lublinianka i Starówka. Na pewno nikt już nie pamięta, że w ostatnim roku okupacji mistrzem została Unia. Niezwykłej odwagi wymagały wyjazdy rowerami do Dęblina na mecze z Orlętami. Pomimo niebezpieczeństwa jeżdżono tam dwukrotnie.

      Tuż po wyzwoleniu, kiedy front zatrzymał się na Wiśle, zawodnicy lubelskich drużyn szybko się porozumieli chcąc stworzyć silny zespół. Przygarnął ich Centralny Dom Żołnierza, a entuzjasta piłki nożnej płk Jerzy Szokal dopomógł w skompletowaniu sprzętu. Pozostało więc rozejrzeć się za przeciwnikiem. Okazja taka szybko się nadarzyła, bowiem w barakach przy ulicy Lipowej (tu gdzie obecnie mieści się Plaza) przebywali Włosi wracający z obozów Jenieckich. Właśnie z nimi postanowiono rozegrać mecz, a inicjatorami pomysłu byli Stanisław Zalewski, Ryszard Wnuk, Władysław Bukowski i jeden z oficerów włoskich. Rozklejone w mieście afisze informowały o tym meczu wielkimi ręcznie pisanymi literami. O meczu pisała też Polska Zbrojna, której egzemplarz latami przechowywał Władysław Bukowski. Przygotowania do meczu trwały prawie tydzień. Niejaki Golianek przywiózł furmanką ze Starego Lasu trzy wielkie tyki na których umieszczono flagi polską, włoską i oczywiście sowiecką. Dwie godziny przed meczem stadion przy ulicy Okopowej wypełniony był do ostatniego miejsca. Nawet mur od ulicy Okopowej z kawałkami szkła na szczycie stał się swoistą widownią, na której miałem okazję wraz z ośmioma kolegami znaleźć miejsce. Najpierw Gąsior i Gospodarski, mieszkańcy ulicy Wieniawskiej, przynieśli z pobliskiej budowy deski i wyłożyli nimi cały mur, a później na tych deskach położono koce. Służba porządkowa stadionu nie interweniowała. Później różny sposobami wciągano na mur kibiców, w pierwszej kolejności z Wieniawy m.in. Ziółków, Lachowskich, Ziętków, Słowików, Sagałów, a później przy pomocy pasków na szczycie muru usadzono nas, najmłodszych kibiców. Podobno na widowni było ponad 6 tysięcy kibiców. Na głównej trybunie zasiadło sześciu generałów włoskich, nie zabrakło wysokiej rangi oficerów radzieckich a podobno był też generał Korczyński, który miał swoją siedzibę przy Krakowskim Przedmieściu i generał Zawadzki, który wcześniej przemawiał podczas wiecu na Placu Litewskim.

      Były przemówienia, a zawodnicy i wojskowi otrzymali mnóstwo kwiatów. Orkiestra odegrała hymny, najpierw oczywiście sowiecki, a później włoski i polski. Większość kibiców popłakała się ze wzruszenia. Pamiętam, że Włosi mieli koszulki w paski, a nasi grali w białych koszulkach i czerwonych spodenkach, że była piękna, sierpniowa niedziela 1944. Przed pierwszym gwizdkiem arbitra, znanego w Lublinie piłkarza Józefa Madeja, widzowie solidnie pociągnęli z przyniesionych butelek a starsi kibice na murze także wyciągnęli z kobiałek flaszki i cebulę na zakąskę. Służba porządkowa też nie odmawiała poczęstunku, jak i czerwonoarmiści obstawiający trybunę. Mecz był interesujący i zacięty do ostatniej minuty. Oba zespoły wytrzymały tempo gry do 90 minuty. Włoskiej technice lublinianie przeciwstawili waleczność, ambicję, wspomaganą przez żywiołowy doping kibiców. Dlatego, jak mówili fachowcy, nasi nie mogli tego meczu przegrać. Ku ogromnej radości kibiców zwyciężyli 2:1, a bramki zdobyli: Tadeusz Różyło i Eugeniusz Rakowski, a dla Włochów podobno Dziowani. Należy dodać, że Włosi prowadzili do 42 minuty 1:0, a 44 minucie wyrównał Różyło. Ten historyczny mecz wspominano w Lublinie bardzo długo. W Polsce Zbrojnej, której redakcja mieściła się przy ulicy Szopena 4, por. Tadeusz Haber napisał: – Mecz zgromadził tłumy kibiców, którzy przyszli nie tylko oglądać zawody sportowe, ale dali tym samym poparcie dla PKWN. Nic dodać, nic ująć.

      W tym historycznym meczu w reprezentacji Lublina zagrali: Jan Skraiński, Jerzy Czarnecki, Tadeusz Czapczyński, Zdzisław Gajowiak, Stanisław Rudnicki, Władysław Bukowski, Eugeniusz Rakowski, Ryszard Drozakiewicz, Tadeusz Różyło, Piotr Krajewski, Edward Wójcik, Tadeusz Olejarz. Należy dodać, że pod koniec września tego roku rozegrano na stadionie przy ulicy Okopowej jeszcze jeden mecz. Tym razem z reprezentacją pilotów radzieckich zakończony zwycięstwem lublinian 3:1, a bramki zdobyli: Bukowski. Różyło i Krajewski, a dla przeciwników Pietrow. Należy dodać, że w październiku miał miejsce kolejny mecz. Z reprezentacją Francji wygrany 1:0, a jedyną bramkę zdobył Różyło. Takie były początki lubelskiego futbolu po wyzwoleniu, ale pierwszy mecz w wyzwolonej Polsce odbył się w Krasnymstawie pomiędzy Startem a Sygnałem Lublin. O tym meczu napiszę innym razem.
akwiek.pl / Henryk Szymczyk
 
 Postać Gary Coopera polskiej piłki na trwałe jest wpisana w historię Unii Lublin i Lublinianki.
 
 ***
 
 
 Dawnych
WSPOMNIEŃ CZAR
 
 ***
 Słynne mecze lubelskiej piłki / 1946 * Przedwojenni mistrzowie Polski junioróww barwach Unii Lublin wygrywają z mistrzem Polski seniorów - Polonią Warszawa 4:3 / 1966 * Rewia mistrzów Polski i „Niezłomnych” na Wieniawie
 
     W 1946 roku mistrzem Polski została Polonia Warszawa. Działacze z Lublina zaprosili mistrzów na spotkanie symboliczne – mistrzowie Polski juniorów z 1939 roku Unii Lublin, którzy teraz grali jako Lublinianka Lublin podejmowali pierwszych mistrzów Polski seniorów Polonię Warszawa. Mecz po bardzo ciekawe grze zakończył się wręcz sensacyjnym wynikiem, bo gospodarze choć do przerwy przegrywali 1:3, to ten mecz wygrali 4:3.

* LUBLINIANKA Lublin – POLONIA Warszawa 4:3 (1:3)
 
Bramki: Wójcicki 2, Różyło (k), Rudnicki (k) – Przepiórka, Szularz, Woźniak

Lublinianka: Skraiński (Długosz), Gajowiak, Kowalski, Gęsicki, Cieśliński, Rudnicki, Paprota, Jezierski, Różyło, Wójcicki, Studziński (Wnuk).
 
Polonia:  Borucz, Pruski, Gierwatowski, Wiśniwski, Brzozowski, Wołosz, Przepiórka, Ochmiański,  Świcarz (foto2), Szularz, Woźniak.
***
     9 maja 1966 roku po 20  latach, w Lublinie doszło do ponownego spotkania bohaterów tamtego meczu SYMBOLU. Spotkali sie oldboje obu zespołów. Zjawili się niemal wszyscy uczestnicy tamtego meczu.

     = Cóż za wspaniała oprawę otrzymał ten mecz – rozpoczął Kurier Lubelski. =  Kwiaty, serdeczne przemówienia, nawet helikopter, który wylądował wraz z sędziami na płycie stadionu. Była to oprawa godna piłkarskich gwiazd:  Gierwatowski, Borucz, Szczawiński, Wnuk, Wójcicki, Gajowiak, Gęsicki, Cieśliński, których blask nie zgasł nawet po 20 latach.
 
      Tym razem mistrzowie z Warszawy wzięli srogi rewanż za porażkę z 1946 roku. – Odpłacili się z nawiązką – napisał reporter Kuriera. – Wygrali aż 5:1. Honor Lublinianki uratował niezawodny Leszek Jezierski.  Tylko ten czas jest nieubłagany, przerzedził niektórym mocno czupryny. Obie bramki zdobyte przez Wilczyńskiego były najwyższej marki. Takich goli nie oglądaliśmy nawet w okresie najlepszych spotkań II-ligowych Lublinianki i Motoru.

      Zespoły zagrały w składach:

* LUBLINIANKA Lublin - POLONIA Warszawa  (dwadzieścia lat później) 1:5 (0:3)


Bramki: Jezierski - Walczyński 2. Wołosz 2, Ochmański.
 
Lublinianka: Długosz, Czapczyński, Gajowiak, Gęsicki, Cieśliński, Kirenko, Augustowski, Paprota, Rudnicki, Jezierski, Wnuk,  Wójcicki, Studziński, Popławski, Jurak.

Polonia: Sosnowski (Borucz), Szaliński, Śliwa, Szczawińki, Ochmański, Tober, Dudek, Jagodziński, Gierwatowski (był piłkarzem Polonii i trenerem Lublinianki),  Kulesza, Prokurat, Wołosz, Wilczyński,

       Ciekawostka tego dwukrotnego spotkania polega tym, że były to starcia przedwojennych ostatnich mistrzów kraju juniorów w barwach Unii Lublin z pierwszymi mistrzami seniorów po wojnie – Polonią Warszawa. No i ciekawostka numer dwa, która też wpisuje się w przestrzeń czasu. Mecz był rozegrany w roku „1000-lecia Polski”.
     
       SŁYNNE mecze lubelskiej piłki / Henryk Sieńko
+++

 
***
       W 2020 roku stało się. Znany trener powiedział 3 kwietna:

       CYTAT
   "Trener piłkarzy Evertonu Carlo Ancelotti porównał obecną sytuację na świecie związaną z pandemią koronawirusa do wojny. "Świat się teraz zmienia, a obraz jaki zastaniemy po opanowaniu sytuacji będzie podobny do tego, który zastajemy po największych bitwach" - ocenił. - "To, co teraz się dzieje na świecie powinniśmy odebrać jako lekcję, naukę. Musimy wyciągnąć odpowiednie wnioski i mam nadzieję, że w przyszłości będziemy wszyscy lepszymi ludźmi" - powiedział w wywiadzie dla "L'Equipe" włoski szkoleniowiec, który pracował m.in. w Bayernie Monachium, Realu Madryt, Paris Saint Germain..." / koniec cytatu

      A więc "nowa wojna" globalna...
  
 
  Dzisiaj stronę odwiedziło już 55 odwiedzający (94 wejścia) tutaj!  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja