Leksykon lubelskiej piłki
Marek KOSTRZEWA
Z Budowlanych Lublin po cztery tytuły mistrza Polski…
***
1986 rok. Górnik Zabrze rozgrywa mecz w ramach Pucharu Europy Mistrzów Klubowych z mistrzem Belgii, Anderlechtem Bruksela. Po jego zakończeniu reporter Piłki Nożnej Paweł Strzelecki pisze w swojej relacji:
„Gotowy byłem już wierzyć zapewnieniom Włodzimierza Lubańskiego, który mówił z przekonaniem, że Anderlecht to jedna z najlepszych drużyn w Europie, jeśli w ogóle nie najlepsza. Pewnie do 90 minuty trwałby ten teatr jednego aktora, gdyby nie akcja Marka Kostrzewy, która pozwoliła mi wyodrębnić akt pt. „Dwadzieścia minut nadziei.”
Następuje opis fragmentu gry:
„W 55 minucie Zabrzański obrońca zdecydował się na rajd, minął kilku przeciwników i silnie zacentrował na pole karne, a tam wykorzystując niezdecydowanie obrońców, dopadł jej Cyroń i pewnie skierował do siatki Munarona. Naraz okazało się, że nasi mogą napędzić Belgom strachu. Grali z wielką determinacją i o niebo lepiej niż w Brukseli (0:2). Mieli nawet okazję na wyrównanie strat, lecz Jan Urban po podaniu Kostrzewy nie wykorzystał szansy. Stadion wrzał. Otucha i nadzieja wstąpiła w serca kibiców.”
Gdyby wówczas Górnik wygrał 2:0, Kostrzewa zostałby bohaterem. Zagrał wybornie. Odbierał piłki takim asom jak Scifo, Vercauteren, Grun, Demol, Lozano... Później pędził w kierunku bramki gości i podawał do kolegów. Niestety, koledzy zagrali gorzej i zamiast 2:0, w 90 minucie zrobiło się 1:1. Gola strzelił Gudjohnsen i awansował Anderlecht.
***
Marek Kostrzewa w barwach Górnika Zabrze. TUTAJ walczy o piłke z ziomkami z lubelskiego - Waldemarem Fiutą i Jarosławem Góra...
+++
Marek Kostrzewa urodził się na Lubelszczyźnie. Piłkarską przygodę rozpoczynał w Budowlanych Lublin, skąd przeszedł do Avii Świdnik. Tutaj stał się ligowym piłkarzem. Klub z roku na rok grawitował na poziomie walki o utrzymanie, a po ewentualnym spadku, walki o powrót do II ligi. Drużynę w większości stanowili miejscowi chłopcy oraz piłkarze Motoru i Lublinianki, dla których nie było już miejsca w swoich zespołach. Kostrzewa szybko dał się poznać jako wszechstronny obrońca, któremu nieobce są tajniki gry w piłkę na każdej pozycji i w każdej lidze. W pewnym momencie kariery wydawało się, że znajdzie się w Motorze Lublin. Tymczasem w 1983 roku, w skarbach kibica, jego nazwisko pojawiło się w Górniku Knurów. Odszedł, choć jego Avia też awansowała do II ligi. To była więc sensacyjna wiadomość dla lubelskich i świdnickich kibiców. Jakby zostali zdradzeni. Lecz Kostrzewa wiedział co robi – przy liderze Górnika Knurów, słynnym Zygmuncie Szołtysiku nauczył się sporo i wkrótce był już piłkarzem słynnego Górnika Zabrze.
Tutaj spędził najlepsze lata swojej kariery i zadomowił się na wiele lat. Z Grembockim, Dankowski, Klemenzem, Gunią i Matysikiem tworzyli zespół defensorów, z którymi poradzić sobie było bardzo trudno. Inna sprawa, że Górnik przeżywał spore wahania formy. Raz zdobył mistrzostwo kraju, aby w następnym sezonie pałętać się w dolnych rejonach tabeli. Ale jakby Górnik wówczas nie grał, dobrze czy źle, zazwyczaj żaden trener, a także kibice, nie mieli pretensji tylko do Kostrzewy. Był „robotnikiem”, takim drugim Alfredem Olkiem. Strach był go przechytrzyć, bo jak się zawziął na rywala, to nie miał on spokoju już do końca meczu i w każdym następnym. Pisano o nim: „Kostrzewa to dynamo Górnika”, albo: „Mistrz bramkowych asyst”.
Rozegrał niezliczoną ilość znakomitych spotkań. Wystąpił przeciwko tak renomowanym klubom jak Real Madryt i Bayern Monachium. Nie zdyskontował jednak najlepszego okresu w karierze z grą w reprezentacji Polski. Choć trener Piechniczek obiecywał mu wyjazd na mistrzostwa świata do Meksyku w 1986 roku, to nie dotrzymał słowa. Oprócz pewniaków pojechali przedstawiciele regionów. Dla Kostrzewy zabrakło miejsca, bo Ślązaków było dość. Rok po mistrzostwach zagrał w koszulce z białym orłem w prestiżowym meczu z Holandią (0:2), ale był to pierwszy i ostatni występ wśród reprezentantów. Obrona w składzie: Przybyś, Król, Prusik, Kostrzewa nie sprawdziła się. Kiedy działacze Górnika Zabrze na przełomie lat 80-tych i 90-tych poszukiwali sposobu na przywrócenie klubowi świetności, uznali że należy ją przede wszystkim odmłodzić./ Kostrzewa, wówczas piłkarz po trzydziestce stał się zbędny. Odszedł do Górnika Knurów. Lecz kiedy zespołowi nie szło i trzeba było plany zweryfikować, szybko sobie przypomniano o Marku Kostrzewie. Wrócił jako ratownik i ...znów grał jak za dawnych lat.
***
W medalowym sezonie w barwach Górnika Zabrze - pierwszy z lewej Marek Kostrzewa. Pierwszy z prawej - Jerzy Brzeczek.
Po zakończeniu kariery rozpoczął pracę w tym klubie jako szkoleniowiec. Zaczynał od szkolenia młodzieży, a po kilku latach został asystentem pierwszego trenera.
Dziesiątki piłkarzy wschodniej Polski marzy o tym, żeby kiedyś zagrać w barwach słynnego Górnika Zabrze. Sztuka udała się zupełnie nieznanemu obrońcy rodem z Lublina, ale stawiającego pierwsze ligowe kroki w Świdniku.
Marek KOSTRZEWA (ur. 19 czerwca 1957 roku). Boczny obrońca, pomocnik. Kluby: Budowlani Lublin, Avia Świdnik, Górnik Knurów (x2). Górnik Zabrze ( czterokrotny mistrz Polski – 1985, 1986, 1987, 1988), AC Charbourg (Francja), Górnik Pszów. Trener w klubach: Górnik Pszów, Sokół Tychy, Górnik Zabrze, Groclin Grodzisk Wielkopolski, Górnik Łęczna. Piłkarz o platynowych płucach. Do dzisiaj mówi się o nim: Gdy Kostrzewa grał trener mógł mieć pretensję do każdego zawodnika z osobna lub całej drużyny, do Kostrzewy nigdy!.
Złote chłopaki z lubelskiego/hs