BESTIA!
- W wojsku był wzorowym żołnierzem, na przepustce zamieniał się w bestię -
Jest 19 października 1994 roku
W Stefankowicach, miejscowości w gminie Hrubieszów ranek jest pogodny. Rolnicy po obrządku szykują się do wyjścia w pole. Jak każdej jesieni trwa „Akcja burak”. Jeden z mieszkańców przechodząc obok domu mieszkającej samotnie Marii K. chce wstąpić na pogawędkę. Kobieta ma 64 lata, ale pomaga sąsiadom w pracach, wynajmuje się zarobkowo, pomaga nawet w gospodarstwie wójta gminy. Jak mówią we wsi ma wyjątkowy dryg do pracy przy burakach. Niestety, drzwi do jej domu są zamknięte, a na zawołanie nikt nie odpowiada. Dziwi to sąsiada... Po chwili spostrzega jakieś dziwne ślady prowadzące do studni. Zagląda do niej i dokonuje makabrycznego odkrycia. Alarmuje wieś! Zaraz potem policję i pogotowie. Po kilku godzinach mieszkańcy Stefankowic z przerażeniem przyglądają się pracy strażaków, którzy wydobywają ciało ze studni. Kobieta jest obnażona. Później okaże się, że była zgwałcona, a przyczyną śmierci było uduszenie.
Jak to na wsi, od razu rodzą się podejrzenia i najprzeróżniejsze wersje przyczyny śmierci. Najczęściej powtarzana jest wersja sugerująca zabójstwo na tle seksualnym przez uczestnika zabawy, która odbyła się w pobliskiej wsi dzień wcześniej, w niedzielę.
Policja rozpoczyna żmudne przesłuchania. Praktycznie każdy z mężczyzn w Stefankowicach i okolicy jest skrupulatnie sprawdzany i przesłuchiwany. Jeden z nich Edward K. nie potrafi przedstawić sensownego alibi. Żyje samotnie od kiedy żona z córkami wyjechała do USA i nie wróciła w rodzinne strony. Od tej chwili minęło 15 lat i Edward K. pogodził się z samotnością.
- Pewnie na policji doszli do wniosku, że chłop choć już po pięćdziesiątce, to baby potrzebuje i że to on zgwałcił oraz zamordował – mówiono obok miejscowego sklepu spożywczego po aresztowaniu Edwarda K., kiedy rozmawiałem z nimi o zabójstwie pisząc reportaż dla „Kroniki Zamojskiej”.
Jest listopad 1995 roku...
Trzynaście miesięcy po znalezieniu zwłok Marii K. w Kułakowicach, miejscowości położnej o przysłowiowy rzut kamieniem od Stefankowic, nieznany sprawca usiłuje zgwałcić i udusić 67-letnią Michalinę R. Usiłuje zatrzeć ślady podpalając dom. Mieszkanie udaje się uratować, natomiast kobieta trafia do szpitala, gdzie po kilku dniach umiera.
Policjanci prowadzący śledztwo są przekonani, że oba morderstwa nie mają ze sobą nic wspólnego. Wykluczają raczej możliwość dokonania ich przez tą samą osobę. Podstawą tej tezy jest najprawdopodobniej fakt zupełnie innych sposobów zatarcia zbrodni. Tam była studnia, tutaj próba podpalenia domu. A może tylko pozorują taki scenariusz, aby morderca popełnił błąd...
Nikomu wówczas do głowy nie przyszło, że Edward K. siedzi niewinnie w więzieniu przeżywając psychiczną gehennę. Tylko on wie, że jest niewinny. Czuje się bezradny. Po publikacjach w prasie, świat otrzymał informację, że jest zbrodniarzem...
Jest czerwiec 1996 roku...
Edward K. po 526 dniach przesiedzianych w więzieniu wychodzi na wolność. Sąd uniewinnił go z braku wystarczających dowodów. Morderca dwóch kobiet nadal grasuje w okolicy. We wsiach położonych w pobliżu Hrubieszowa panuje strach i przerażenie. Mężczyźni odprowadzają żony i córki do przystanków autobusowych i wychodzą po nich, gdy wracają z pracy i szkoły. Atmosfera przerażenia miesza się z pretensjami do służb śledczych. Nastrój wyczekiwania n dusiciela przeplata się ze strachem, że zamiast takiej wiadomości nadejdzie inna – o kolejne zbrodni. Ludzie są pewni tylko tego, że w końcu bandyta zostanie złapany.
Jest 5 sierpnia 1996 roku...
W Hrubieszowie zostaje uduszona i zgwałcona Marta P., 39 – letnia mieszkanka tego miasta. I tym razem podejrzenie pada na Edwarda K. Ten ma jednak niepodważalne alibi. Policjanci przeczesują ulice, sprawdzają najdrobniejsze ślady, przesłuchują setki ludzi. Zaczynają teraz podejrzewać niejakiego Mirona T. z Hrubieszowa. Pierwszą poszlaką jest bliskość jego altanki od miejsca zbrodni. Przy pomocy psów sprawdzają dowody zapachowe. Psy potwierdzają ich intuicyjne przypuszczenia. Wskazują altankę MironaT. Szesnaście dni po zabójstwie Miron T. zostaje aresztowany.
Jego rodzina przeżywa sądne dni:
- Każda wizyta w więzieniu była dla mnie i dla męża koszmarnym przeżyciem – mówi żona Mirona T. – On gasł w oczach. Stawał się z dnia na dzień strzępem człowieka. Jakby mu kto zabierał duszę.
Kolejne dni śledztwa niewiele zmieniają w sprawie. Są tylko poszlaki. Po raz kolejny analizowane są protokoły przesłuchań, pojawiają się nowe fakty do sprawdzenia, nowe sygnały, informacje. Każda jest sprawdzana. Wśród osób wytypowanych do bliższego zainteresowania się jest już morderca. Zawsze ma jednak mocne alibi. Niczym bohater powieści „Dr Jakkel i Mr Hyde” zmienia swoje oblicze, gdy tylko odzywa się mordercza chuć.
Jest luty 1996 roku...
Miron T. opuszcza więzienie z braku wystarczających dowodów winy. Przesiedział w nim niewinnie 169 dni. Jest załamany. Boi się patrzeć ludziom w oczy, bo jest przecież dla nich mordercą. Czuje się osaczony i odarty z godności. Koszmar, który przeżywa jest jak koszmar Józefa K. z „Procesu”.
W Stefankowicach, Kułakowicach i innych miejscowościach ciągle trwoga.
***
Wśród plotek, sensacyjnych wersji wydarzeń i przypuszczeń, zupełnie przez nikogo nie zauważona przemyka informacja Andrzeja J., rolnika ze Stefankowic. Informacja o tym, że na łące znalazł martwą krowę. Uznano, że ktoś chciał ją pewnie ukraść dla mięsa, udusił lecz został spłoszony i uciekł.
Jest 1 września 1997 roku...
W Stefankowicach, niemal dokładnie trzy lata po pierwszym morderstwie, znalezione zostają zwłoki 63-letniej Eweliny S. Kobieta zostaje uduszona i zgwałcona. Podejrzenie ponownie pada na Mirona T. Jest przerażony, że znów musi tłumaczyć się z niewinności. Tylko dlatego, że kiedyś pies wskazał jego altankę, a on teraz nie ma alibi. Podczas przesłuchań nie panuje nad sobą, co staje się okolicznością obciążającą. Z niemocy, bezsilności, załamany psychicznie, chwilami wyje siedząc na krześle przesłuchań. Boi się przeszłości i przyszłości, czuje się naznaczony diabelskim piętnem zbrodniarza. Nie wie, czy wyjdzie na wolność.
Niezależnie od podejrzeń wobec Mirona T. policjanci dokonują rutynowych działań wobec innych podejrzanych. Wierzą, że złapią w końcu gwałciciela i mordercę. Chodzi o to, żeby już nie było ofiar. Wśród różnych wersji zdarzeń jest i wersja miłośników powieści kryminalnych – zbrodniarz wypowiedział wojnę na inteligencję detektywom!
Kilka dni później...
Mieszkańcy Srtefankowic zaczynają kojarzyć podczas codziennych przypadkowych spotkań, różne znane i nieznane a tylko zasłyszane fakty oraz relacje. Dedukują... Jedni drugim opowiadają o dziwnym zachowaniu jednego z tutejszych kawalerów – Dariusza P., żołnierza Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych. Ktoś mówi, że widział jak w oborze usiłował obyć stosunek z krową. Inny od razu sobie przypomniał, że niedawno w pobliskiej wsi znaleziono dwie martwe krowy. Powraca informacja o krowie uduszonej wcześniej na jednym z pastwisk, tej którą mieli ukraść i nie zdążyć rozprawić złodzieje. Padają kolejne fakty. Wszelkie plotki, strzępy wiadomości, relacje, zaczynają budować przerażająco logiczną całość. To o czym mówią mieszkańcy Stefankowic, o czym dowiedzieli się detektywi i wywiadowcy, trafia na policyjne biurka. Narady, analizy, studia nad tomami akt i protokołów przesłuchań. Tak – Dariusz P. jest wśród wytypowanych do „prześwietlenia” mężczyzn. Ale – do licha!! – zawsze miał alibi.
Policja postanawia jednak przesłuchać Dariusza P. Chłopak nie wytrzymuje, pęka już na początku. Przyznaje się do wszystkich zbrodni. Opowiada ze szczegółami o uduszonych krowach, opowiada o tym jak dusił i gwałcił krowy i kobiety. Przyjeżdżał z Sanoka, gdzie odbywał służbę wojskową na przepustki i dokonywał zbrodni. A później wyjeżdżał. W wojsku był normalnym, młodym, wysportowanym mężczyzną, nie ustępował kolegom w niczym. Podczas przepustek też niczym szczególnym wśród rówieśników się nie wyróżniał. Chodził na zabawy, rozmawiał, snuł plany na przyszłość.
Jest październik 1997 roku roku
- To straszliwa pomyłka! – mówią policjanci i prokuratorzy związani ze śledztwem.
- Będą nas pokazywać do końca życia! – skarżą się przez łzy rodziny mężczyzn oskarżonych niewinnie o najcięższe zbrodnie. – Jeśli nie jako rodziny wplątane w gwałty i morderstwa, ta jako ofiary makabrycznej pomyłki śledczych. Będziemy atrakcją dla turystów przejeżdżających przez Stefankowice i Hrubieszów.
- Nie można wymierzyć żadną skalą krzywdy jaką wyrządzono tym ludziom, nie można im wynagrodzić cierpienia! – oceniają mieszkańcy Hrubieszowa i Stefankowic.
- Kobietom nikt życia nie przywróci, ale Edward K. i Miron T. zostali przez los doświadczeni tak samo ciężko jak rodziny ofiar – twierdzi jeden z sąsiadów Mirona.
Fragmenty niektórych wypowiedzi prowokują do dyskusji z reporterem. Ludzie mieszkający w pobliżu miejsc zdarzeń: rolnicy, chłopo-robotnicy, urzędnicy, koledzy Dariusza P.... W pewny momencie sam rzucam w przestrzeń słowa:
- Może się zdarzyć, że Dariusz P. wyjdzie wcześniej z więzienia niż niewinnie przesiedzieli Edward K. i Miron T.
ROLNIK I (stary zmęczony mężczyzna):
- Panie, kto z nas wie co to się stało? To wszystko tajemnica ooo (pokazuje palcem na czoło). Tak, tajemnica mózgu, a jego jeszcze nikt nie poznał. Ten mózg raz jest genialny, dokonuje epokowych wynalazków, wymyśla telefon, telewizor, komputer, czyli sztuczny mózg, ale też obok niego inny mózg prowokuje do samobójczych zamachów, terroru, intryg, oszustw, urządza wojny i ludobójstwo... Mnie przeraża, że naukowcy więcej pracują nad sztucznym człowiekiem niż lekiem na raka i AIDS, nad zadawaniem przemyślnych śmierci i tortur niż nad nauką o moralności...
ROLNIK II (lat ok. 40):
- Eee dziadek, ty bez przerwy filozofujesz. Ksiądz to ksiądz, a bandyta to bandyta!! Tyle!! Powinno być jak u Arabów – oko za oko, śmierć za śmierć.
ROLNIK I:
- Darek jest wybrykiem natury. W normalnym człowieku co jakiś czas do mózgu dostawał się piasek i „maszyna” nie działała jak trzeba! Ale to samo można powiedzieć o wielu innych geniuszach i to takich, którzy wymyślili proch, komputer, telewizor.
Kiedy zauważyłem, że dyskusja wymyka mi się spod kontroli, a chłopi w wiejskim sklepie przy butelce piwa nabierają ochoty do głębszych rozważań i refleksji pytam, czy teraz czują się już bezpieczni?
ROLNIK III (przed chwilą zszedł z ciągnika, którym odwozi buraki na skład):
- W każdym z nas drzemie bestia. Ten, który nie potrafi z nią wygrać w sobie, idzie zabijać! On w sumie tą bestią był przez kilkadziesiąt minut, a zabił i zgwałcił cztery krowy i cztery kobiety. Dobry, uczynny, przystojny, wysportowany młodzieniec. Mógł przecież przebierać w dziewczynach z konkursów miss, ale kiedy odzywała się w nim bestia to... (machnięcie ręką).
ROLNIK I:
- Mózg to niebezpieczna tajemnica. To okrutna bestia!
Kurier Polski, Warszawa, październik 1997 rok.
* Powyższy reportaż ma swój epilog. Epilog równie tragiczny jak treść opisanych zdarzeń.