Dramatyczne losy trzech braci…
„Mosty nad ludźmi”
Wacław
„Kochani rodzice! Jestem zdrów i cały. Obecnie przebywam w Kozielsku na terenie sowieckiej Rosji. Czuję się dobrze, powrócę do Was, gdy się unormują wszystkie sprawy związane z wojną. W każdym razie wcześniej się nie spodziewam. 3 września byłem ranny pod Mławą w lewe ramię. Leżałem w szpitalu w Warszawie i Kowlu. Teraz jestem już najzupełniej zdrów i mogę pracować. O Was ani o Tadziu nie mam żadnym wiadomości. Napiszcie więc mi szczegółowo co się u was dzieje., czy wszyscy jesteście zdrowi, jak Tadzio i jak Wasze warunki materialne. Adresujcie do mnie po rosyjsku tak: S.S.S.R. (Rosja), Smoleńskaja obł., g. Kozielsk, pocztowyj jaszczik nr 12. Bucht Wacław Josifowicz. Całuję wszystkich mocno. Niedługo się zobaczymy i będziemy razem. Wasz kochający syn Wacław Bucht”.
List dotarł do Krasnegostawu przed Bożym Narodzeniem i był to jedyny list z niewoli.
Nigdy już ppor. Wacław Bucht do domu nie wrócił, nie było jego nazwiska wśród żywych i umarłych – tajemnice jego ostatnich dni pochłonął las katyński.
Wacław, syn Józefa i Antoniny urodził się 18 listopada 1914 roku w Lublinie. Ojciec był funkcjonariuszem służby więziennej, w 1925 roku otrzymał przeniesienie służbowe do Krasnegostawu. W tym mieście Wacław podjął naukę w klasie humanistycznej miejscowego gimnazjum a później w Liceum Ogólnokształcącym im. Władysława Jegiełły. W 1934 roku uzyskał świadectwo dojrzałości.. Jesienią tego roku rozpoczął naukę w szkole Podchorążych Piechoty w Komorowie. Ukończył ją jak podporucznik, został skierowany do służby zawodowej w 80 pułku piechoty w Słonimie. Służył tu do wybuchu II wojny światowej.
Wacław Bucht
80 pp był częścią Dywizji Piechoty dowodzonej przez płk. dypl. Wilhelma Liszkę-Lawicza. Dywizja wchodziła w skład Armii „Modlin”. Armią dowodził gen. bryg. Emil Przedrzymirski. 23 marca 1939 roku Dywizja Piechoty przystąpiła do niejawnej mobilizacji i w ciągu dwu dni osiągnęła stan pogotowia marszowego. 26 marca rozpoczęto przerzut wojska transportami kolejowymi do rejonów koncentracji. 80 pp rozmieszczono w rejonie Królestwo- Kołcząb – Bolęcin.3 lipca na inspekcję przybył Edward Rydz- Śmigły sam wyznaczył pierwszą pozycje obronną. Zgodnie z rozkazem 8 lipca 80 pp osiągnął rejon Mławy i rozpoczął budowę umocnień polowych. Było to około 10 km od granicy z Prusami Wschodnimi.
1 września z samego rana rozpoczęły się na całym przedpolu gwałtowne walki. W wielu miejscach były niezwykle zaciekłe i krwawe… Niemcy atakowali pod wpływem alkoholu, oszołomieni, atakowali w zwartych plutonach. Polacy starali się zadać agresorowi jak największe straty. Kiedy wróg zbliżał się do linii umocnień otwierano ogień z broni maszynowej. To było ogromne zaskoczenie dla agresora, który nie spodziewał się większego oporu. Efekt zaskoczenia był miażdżący – Niemcy potracili głowy, biegali bez ładu i składy, wreszcie zdziesiątkowani wycofali się. W południe ruszyło kolejne natarcie Niemców z użyciem czołgów, a po kilku godzinach kolejne natarcie. Jednak straciwszy 21 z 45 czołgów Niemcy wycofali się.
Drugiego września mławskie pozycje obronne Polaków artyleria niemiecka atakowała ogniem nękającym. Bombardowano je z powietrza. Piechota niemiecka usiłowała zdobyć je, lecz nieskutecznie. Po południu Niemcy rzucili silną grupę lotnictwa bombowego i myśliwskiego. Atakowano falowymi rajdami. Po bombardowaniach do natarcia po raz kolejny wyruszyła piechota i czołgi I tym razem obrońcy z 80 pp odparli atak. Kolejny dzień był podobny, o 18.00 wojsko niemieckie przystąpiło do decydującego szturmu, ale i tym raz atak został odparty. Właśnie podczas tych wieczornych walka ranny został Wacław Bucht.
Wkrótce na całym froncie Armii Modlin pojawiły się symptomy kryzysu. 20 Dywizja Piechoty opuściła mławskie pozycje i w trakcie wycofywanie 4 września została rozbita głównie przez lotnictwo niemieckie. Odtworzono ją w Modlinie, walczyła nad Bugo-Narwia, a 15 września wycofawszy się na Pragę weszła w skład obrony stolicy.
Zdradziecki cios 17 września zadany Polsce przez Armie Czerwoną przesądził o dalszych losach obrońców Polski. Z każdym dniem powiększało się zagrożenie terenów położonych na wschodzie. Uważano je za bezpieczne i liczono na silny opór wobec Niemców. Podporucznik Bucht mógł w miarę bezpiecznie opuścić Kowel i uniknąć niewoli. Na propozycję oddalenia się rzuconą przez jednego z kolegów powiedział; „woja jeszcze się nie skończyła i ucieczka w takiej chwili byłaby zaprzeczeniem oficerskiego honoru”.
Wacław Bucht, podporucznik WP (stoi pierwszy z lewej) też był sportowcem – uprawiał między innymi podnoszenie ciężarów i pływanie. Zginął w Katyniu zabity strzałem w tył głowy…
19 września w polskim Kowlu pojawili się Sowieci. Natychmiast zaczęli wprowadzać swoje porządki, jednym z zasadniczych celów było wyłapywanie polskich oficerów i policjantów. Grabiono dobytek, rozpoczęły się egzekucje domniemanych „wrogów ludu”. Podporucznik Wacław Bucht, mający rękę na temblaku znalazł się w obozie przejściowym, a następnie został wywieziony do Kozielska. Wszystkim polskim jeńcom zabroniono jakichkolwiek kontaktów ze światem. Dopiero na kilka nie przed Bożym narodzeniem 1939 roku do rodziców Wacława Buchta w Krasnymstawie dotarł jedyny list z niewoli, który cytujemy na początku tekstu.
- Wacek był młodzieńcem wysportowanym, uprawiał pływanie, podnoszenie ciężarów, jazdę na nartach i łyżwach. Był przystojny, o atletycznej budowie ciała. Poza tym był humanistą, wyrażał się płynnie z zaskakująca lekkością formułowania i porządkowania myśli. Posiadał bogate słownictwo, pisał wiersze. Tuż przed wybuchem wojny ukończył pierwszą powieść „Mosty nad ludźmi”. Nie zdążył jej wydać, książka została w Słonimie w jego służbowym mieszkaniu. Opowieść o swoim wujku streszcza Artur Bucht pracownik cukrowni Krasnystaw i działacz sportowy w klubie Brat Siennica Nadolna. .
Wojenna pożoga porwała w mrok wojny pierworodnego syna Buchtów. Trzynastego kwietnia 2010 roku przy szkole w Siennicy Nadolnej posadzono „katyński dąb pamięci” poświęcony Wacławowi Buchtowi. Symbolika takiego uczczenia pamięci pomordowanych jest jasna „jeden dąb - jedno nazwisko”.
Tadek
Drugi z synów Tadek urodził się 6 sierpnia 1919 roku w Lublinie. Szkołę powszechną ukończył już w Krasnymstawie, był zdecydowany, tak jak brat związać się na stałe z wojskiem – już w wieku 17 lat we wrześniu 1936 roku jako ochotnik wstąpił do Szkoły Podoficerskiej Piechoty dla Młodocianych nr 2 w Śremie. Po dwóch latach w stopniu starszego strzelca dostał przydział do pułku piechoty Legionów w Zamościu. Część tego pułku znalazła się 39 Dywizji Piechoty rezerwowej gen. Bryg. Brunona Olbrychta, którą zorganizowano w Rembertowie, Białej Podlaskiej i Dęblinie. Dywizja była w osłonie środkowej Wisły w rejonie Puław, Dęblina i Maciejowa. Podporządkowana została dowództwu Frontu Północnego.
Do walki weszła bojem pod Krasnymstawie, a więc Tadeusz Bucht tutaj rozpoczynał walkę obronną – w okolicach swojego rodzinnego miasta. Było to 19 września 1939 roku. Walki wchodziły w skład II bitwy tomaszowskiej. Główna karta wojenna tych walk związana jest z trzydniowym bojem pod Cześnikami w dniach 20-22 września. Później były słynne walki pod Krasnobrodem, aż do kapitulacji 27 września w Terespolu. Kapral Tadeusz Bucht wkrótce, unikając niewoli, wrócił do rodzinnego miasta.
Tadeusz Bucht
Od razu wstąpił do organizującej się w Krasnymstawie komórki Związku Walki Zbrojnej. Konspiracyjne kierownictwo miał za cel gromadzenie wraz z zaufanymi ludźmi broni i amunicji porzuconej w czasie działań wojennych, oraz zakonserwowanie jej. Tadeusz Bucht zadanie takie wykonywał także dla powiatu zamojskiego, z walk wrześniowych doskonale znał ten powiat. Oczywiście z zadania wywiązywał się be zarzutu – był operatywny i odważny. Niestety – nastąpiła „wsypa” i 20 lutego 1942 roku został aresztowany na ulicy w Krasnymstawie. Wskazał go agent gestapo. Wracał wówczas z pracy w zarządzie Drogowym powiatu. Krótko przebywał w areszcie po czym przewieziono go do Lublina do wiezienia na Zamku. Po śledztwie, ledwie żywego przewieziono go do Oświęcimia – otrzymał numer 35087. Dziewiętnastego sierpnia 1942 roku zmarł z wycieńczenia i głodu, miał wówczas 23 Jego ciało zamieniono w popiół.
Jakże złowieszczo zapisały się losy dwóch braci – zginęli zdradzeni w dwóch symbolicznych miejscach największych kaźni polskich żołnierzy – w Katyniu i Oświęcimiu. Tadek, dla którego Wacek było wzorem chciał się kształcić by dorównać mu – chciał zostać oficerem. Karierę rozpoczął od szkoły wojskowej dla młodocianych, był na najlepszej drodze… Mówiono o nim, że ma „złote ręce” bo potrafił zrobić wszystko, zresztą podobnie jak starszy brat też tkwiła w nim dusza artysty. Pięknie rzeźbił w drewnie, wykonywał z drewna różne przedmioty użytkowe według własnych pomysłów. Wielu znawców radziło mu kształcenie w tym kierunku wróżąc nieprzeciętną karierę.
Twórcy czwartego rozbioru Polski owładnięci zbrodniczymi ideologiami nazizmu i komunizmu w swoich działaniach uciekali się do różnych metod. Używali niewyobrażalnego okrucieństwa. Katyń i Oświęcim na zawsze pozostaną symbolami tego okrucieństwa. Tam zabijano niewinnych ludzi, tam unicestwiano ich ciała…
- Nie potrafiono zabijać duszy! – spostrzega Artur Bucht, kiedy gawędzimy o minionych latach, o latach okrutnych czasach walki naszych rodzin podczas wojny.
Franek
Najmłodszy z braci Franek Bucht urodził się w 1925 roku. W chwili wybuchu wojny miał 14 lat. Szybko poznał trwogę związaną z wydarzeniami wojennymi oraz ogrom tęsknoty za braćmi, którzy byli doskonałymi sportowcami. Byli dla niego wzorem – przecież też chciał być sportowcem. Serce rwało się do szukania Wacka i Tadka w odmętach wojennej zawieruchy. Nie dopuszczał do siebie możliwości tego, że nie wrócą z wojny. Przecież mieli jeszcze razem pograć w piłkę, popływać, pojeździć na nartach. Czekał na powieść „Most nad ludźmi”, bo wiedział, że Wacek ją pisze. Na nowe wiersze… Kiedy zrozumiał okrucieństwo prawdy, którą w końcu „spotkał” postanowił być takim jacy byli ONI – starsi bracia... Przede wszystkim postanowił żyć godnie i być sprawny, tak jak bracia. Po pracy trenował i grał w piłkę.
Został jednym z najwybitniejszych sportowców w mieście. Zresztą pseudonim jaki mu nadano mówi sam za siebie – Wacek miał „złote serce”, Tadek miał „złote ręce”, on „złote nogi”. Zagrał dokładnie 309 spotkań piłkarskich w barwach Startu. Ten wynik mówi wszystko. Przez wiele lat niezastąpiony w podstawowym składzie. Jeden z tych, którzy „pisali” pierwsze lata historii klubu. Był w składzie zespołu, który w 1949 roku wywalczył awans do Klasy A. Zdyskwalifikowany dożywotnio w 1954 roku za uderzenie sędziego po meczu z Kolejarzem Lublin.
Franciszek Bucht
Już sam fakt, że rzekomo uderzył arbitra świadczy o charakterze tego zawodnika. Nie był mięczakiem. Grał bardzo twardo, czasem na pograniczu faulu i dzięki temu był skuteczny w walce. Był za to często napominany, a ponieważ nie było jeszcze kartek, scysje z „inaczej myślącymi” trwały latami. Sprawa rozróby na boisku w Krasnymstawie zyskała wymiar polityczny, wszystkie kary były wymierzane tak żeby inni się bali protestować przeciwko „błędnym” decyzjom sędziów.
Jeden ze znakomitych piłkarzy Startu Tadeusz Zieleńczuk twierdził inaczej: - Prawda była taka, że sędzia miał doprowadzić do rozbicia drużyny, gdyż piłkarze i działacze nie chcieli odejść do wojskowego klubu w Lublinie swoich najlepszych zawodników – mnie i Witolda Kulawiaka.
- Po dyskwalifikacji „Złotej nóżki” Kulawiak i Zieleńczuk znaleźli się w Lublinie. Start został zdegradowany do najniższej klasy rozgrywkowej, Franciszek Bucht do gry w piłkę już nie wrócił – mówi o swoim wujku Artur Bucht.
Artur Bucht: – Duszy nie da się unicestwić…
Losy trzech braci pozornie różne i jakże podobne. Łączył ich honor, przywiązanie do reguł czystej gry, pasja do sportu, dusza artystów w tym co robią.
Dąb Wacława Buchta w Siennicy Nadolnej...
Czy aby nie stoją teraz na „Moście rozpostartym gdzieś nad Krasnymstawem” (?). Może dyskutują nad losem swojego miasta i powiatu, może patrzą na drzewo Wacława Buchta? Może, może, może…
Henryk Sieńko / Nestor 2014